Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda i jak zdobyć najwyższy szczyt Andory? Już sama Andora to mało popularny temat, a co dopiero jej najwyższy szczyt. Okazuje się jednak, że warto zajrzeć do tego maleńkiego kraju, z wcale nie maleńkim szczytem, bo Pic de Coma Pedrosa (Comapedrosa) mierzy 2 942m n.p.m., czyli całkiem sporo. W koronie gór Europy zajmuje on 7 miejsce, na 46 szczytów, to całkiem dobry wynik! Jeśli zainteresował Was ten wstęp? To chciałbym Wam przybliżyć trochę ten zakątek Pirenejów.
O Andorze słów kilka
Księstwo Andory lub po prostu Andora to maleńki kraj leżący całą swoją powierzchnią w Pirenejach. Wciśnięta jest pomiędzy Francję i Hiszpanię. Z ciekawostek politycznych jest to monarchia konstytucyjna, w której władzę sprawują współksiążęta. Są nimi prezydent Francji oraz biskup katalońskiego miasta Seo de Urgel. Współksiąże to tytuł związany z funkcją (prezydenta lub biskupa), a nie jak to się najczęściej kojarzy z monarchią, dziedziczny.
Językiem urzędowym w Andorze jest język kataloński, ale powszechnie używa się również Hiszpańskiego. Co ciekawe Andora nie należy do Unii Europejskiej, a co za tym idzie, można w niej kupić sporo produktów bez cła. Spacerując po głównych ulicach miasta Andora, ma się wrażenie, jakby człowiek chodził po olbrzymiej, lotniskowej strefie bezcłowej! Nigdy nie ukrywałem, że lubię próbować nowych rzeczy, więc w Andorze mogłem spróbować kilku alkoholi z wyższej półki, bo tam wyższa półka też jest dla mnie osiągalna!
Miejska strona Andory nie była naszym celem, a raczej przystankiem, dlatego też nie będę nawet próbował się rozpisywać o samym mieście. Kto wie, może kiedyś?
Szlak na Comapedrosę
Poniżej przedstawię w sumie dwa warianty zdobycia tego szczytu. Pierwszy to wariant od miejscowości Arinsal (Andora) przez szczyt, do Areu (Hiszpania), ten wariant robiliśmy my. Druga opcja to pętla rozpoczynająca się z Arinsal i do niego wracająca, to wersja raczej logistycznie prostsza, ale jej nie sprawdzaliśmy.
Początek dla obu wariantów jest wspólny:
Startujemy powyżej miejscowości Arinsal, z parkingu przy informacji turystycznej. Tutaj dojeżdża autobus miejski z Andory linii L5 (przystanek końcowy). Aktualna wysokość to około 1550 m n.p.m., na szczyt Comapedrosy mamy do pokonania jeszcze prawie drugie tyle na nogach, a odległość to około 7,5 km. Oczywiście trzeba pamiętać jeszcze o zejściu, bo podałem tylko sumę podejść i odległość do szczytu!
Pierwsze kroki kierujemy przez widoczny przy parkingu tunel samochodowy, wspominam o tym, bo nie jest to wcale intuicyjne i może wprowadzić w konsternację. Za tunelem skręcimy drogą w prawo, miniemy zabudowania, kolejne parkingi i już będziemy się żegnać z cywilizacją. Dalej będzie nas prowadził szlak GR11, jednostajnie wspinając się doliną wzdłuż rzeki.
Wędrując chwilę, dotrzemy do granic Parku Narodowego Comapedrosa. W jego granicach znajduje się szczyt Comapedrosy oraz pobliskie doliny. Jego powierzchnia wynosi 15,5 km2, a charakteryzuje się wysokogórskim krajobrazem tworzonym przez lasy, liczne rzeki i strumienie oraz wodospady. Trzeba przyznać, że całość jest imponująca, a każdy zdobywany przez nas metr w górę będzie potwierdzeniem tych słów.
W mniej więcej połowie drogi, na wysokości ok. 2260 m n.p.m. dotrzemy do Refugi Coma Pedrosa (czyli schroniska Coma Pedrosa). Schronisko oferuje noclegi oraz bufet, ale uwaga! Nie jest to schronisko całoroczne! Otwarte jest od czerwca do października. Poza tym terminem istnieje możliwość noclegu w schronie zimowym (przybudówce), gdzie znajdziemy stalowe prycze, stolik, ławkę i co ważne kominek. My będąc w marcu, korzystaliśmy z opcji schronienia zimowego i kominka, niestety pozyskiwanie drewna na takiej wysokości i to jeszcze w Parku Narodowym jest mocno utrudnione.
Kolejny etap wędrówki to droga na szczyt. Na początek zejście do doliny i przejście przez nią, czeka nas niecały kilometr w dół i po prawie płaskim, na końcu doliny dopiero zacznie się solidne podejście. Wybierając się w terminie, kiedy nie ma śniegu, nie musisz się obawiać nawigacji, szlak jest bardzo czytelny. Natomiast w terminach, kiedy mogą zalegać pola śnieżne, nawigacja jest mocno utrudniona.
Wędrując w górę, miniemy najpierw jedno mniejsze jeziorko, a nim dojdziemy do drugiego, możemy wybrać, którą drogą chcemy się dostać na szczyt. Możemy kontynuować marsz ścieżką, dojść do kolejnego większego jeziora i za nim dopiero wspiąć się na przełęcz, z której czeka nas już podejście na sam szczyt. Opcja podejścia z przełęczy jest mało komfortowa, ponieważ czeka nas podejście w bardzo sypkim i nieciekawym terenie. Opcja druga, w warunkach wczesnej wiosny (kiedy my byliśmy) jedyna, czyli odbicie na grzbiet. Piękna widokowo trasa, aczkolwiek wymagająca również kondycji, a momentami obycia z większą ekspozycją. Bez względu, którą opcję wybierzemy, docieramy wreszcie na Pic de Comapedrosa 2 943 m n.p.m. najwyższy szczyt Andory. Nacieszmy się tą chwilą, bo widokowo naprawdę czeka nas wspaniała uczta! Ze swojej strony powiem, że wchodząc na ten szczyt miałem bardzo dużo satysfakcji.
Po nacieszeniu się szczytem i widokami można ruszać. Tutaj mamy już wybór co chcielibyśmy zrobić dalej. Wariant pierwszy, którego nie testowaliśmy to zejście do Arinsal. Ponoć istnieje droga odchodząca najpierw dalej grzbietem, a potem w dół wschodnimi stokami, którą możemy dotrzeć do bezpłatnego i bezobsługowego schronu Refugi Pla de l’estany, a potem zejść do Arinsal na autobus.
My jednak wybraliśmy opcję Hiszpańską. Schodzimy na przełęcz (po wspomnianych wcześniej obrzydliwych piargach), dzięki temu wracamy na szlak GR11. Najpierw czeka nas zejście (lub raczej zjazd po luźnych kamieniach i piachu) stromym żlebem na Hiszpańską stronę granicy. Czy my właśnie przekraczamy nielegalnie granicę? Właściwie to na wjeździe też nas nikt nie kontrolował, ale jednak Andora oficjalnie nie należy do strefy Schengen ani nawet do Unii Europejskiej. W każdym razie nikogo w górach nie spotkaliśmy, więc nikogo to nawet za bardzo nie zainteresowało.
Szlak będzie nas prowadził dość stromo w dół, okrążając imponujący cyrk lodowcowy, aby po drugiej stronie delikatnie wspiąć się na szczyt wzniesienia… gdzie znajduje się schron ratunkowy, w którym można spędzić kolejny nocleg. Nim jednak pomyślicie, że schrony ratunkowe są tylko do sytuacji awaryjnych, powiem, że specjalnie sprawdzaliśmy regulamin i noclegi w tym schronie są jak najbardziej dozwolone. Z tym że nocleg, a nie biwak, czyli nocować można, ale siedzieć tam tydzień już nie. Co ciekawe, w regulaminie zaznaczono, że w schronie można spędzić maksymalnie 19h. Sama awaryjność tego miejsca polega na tym, że mamy tam również możliwość wezwania pomocy poprzez nadajnik zamontowany w schronie. My do schronu docieramy po zmroku i chętnie korzystamy z tego miejsca.
Kolejny dzień to zejście znowu wzdłuż doliny. W okresie bez śniegu nie powinno ono dostarczyć żadnych trudności, jednak w czasie gdy szlaki są zaśnieżone, nawigacja będzie dość trudna, a duża ilość śniegu może skutecznie spowalniać wędrówkę. Bez względu na trudność trasa jest bardzo malownicza i krajobraz bardzo szybko się zmienia, co wyjątkowo umila marsz. Do przejścia mamy ok. 6 km, aby dojść do pierwszej cywilizacji i refugi de Vall Ferrera, czyli oczywiście schroniska. To kolejne schronisko obsługowe, w którym możemy liczyć na nocleg i bufet. Pod warunkiem, że będzie otwarte (niestety nie znalazłem informacji, kiedy jest dokładnie otwarte), my jednak trafiliśmy tam gdy było zamknięte. Na szczęście, tutaj również funkcjonuje schron zimowy. Do dyspozycji mamy pomieszczenie z pryczami i kocami, a obok schroniska miejsce na ognisko, w tym wypadku problemu z drewnem być nie powinno, bo w okolicy jest go naprawdę dużo.
Po zejściu aura nam sprzyja, dlatego decydujemy się na dzień restowy przy schronisku. Zmęczeni przedzieraniem się przez grząski, topniejący śnieg możemy wygrzać się na słoneczku, nawodnić z pobliskiego strumienia i odpocząć. Jednak to jeszcze nie koniec wędrówki, bo ze schroniska do miasta Areu pozostaje wciąż 10-12 km, jednak można je pokonać w ok. 3h, drogą dojazdową lub szlakiem. Na co się decydujemy kolejnego dnia.
Areu to malutka, przepiękna miejscowość w sercu Pirenejów na końcu świata. Po dotarciu do celu oprócz całej masy uroku, znajdziemy tam restaurację, hotel, kemping i ponoć sklep (aczkolwiek nam niedane było do niego trafić). Z samego Areu mamy możliwość wydostać się autobusem, który niestety jeździ tylko dwa razy w ciągu dnia lub próbować na stopa. My wybraliśmy tą drugą opcję!
Pokonana przez nas trasa z Arinsal w Andorze do Areu w Hiszpanii ze zdobyciem Comapedrosy wyniosła w teorii 26 km i 1600m podejść, a w praktyce to prawie 32 km, 1810m podejść i 21h marszu.
Noclegi w Andorze i na szlaku
Jeśli chodzi o noclegi w Andorze, to nie ukrywam, że sam korzystam z Booking.com w Andorze, jest to dla mnie wygodny i szybki sposób, żeby znaleźć nocleg w miastach. W samej Andorze spaliśmy w Hotel Sant Jordi, który znajdował się praktycznie w centrum miasta. Jeśli chodzi o jakość to, co tu dużo mówić, był najtańszy i poprawny.
Korzystając z linków, które podałem, wspierasz rozwój bloga poprzez afiliację. Ty nie płacisz więcej, a ja dostaję symboliczną prowizję za Twoją rezerwację. Dzięki temu możemy pomagać sobie nawzajem.
Noclegi na szlaku opisałem w części opisującej szlak.
Pogoda na Comapedrosa. Wejście wczesną wiosną
W tej części chciałem wspomnieć trochę o warunkach pogodowych na szlaku, a właściwie nawet nie tyle pogodowych, ile śnieżnych. Co za tym idzie, latem raczej nie musimy się obawiać problemów ze śniegiem, należy się przede wszystkim przygotować na prażące słońce, na pewno przyda się krem z filtrem UV, nakrycie głowy oraz spory zapas wody. Zimą patrząc na strome stoki i trawersy, raczej nie zaleca się wychodzić w okolice Comapedrosy, a nawet do schroniska od strony Andory, ponieważ istnieje bardzo duże zagrożenie lawinowe, stąd też decyzja o zamknięciu schroniska, aby nie kusić turystów. Wczesna wiosna to może być dobry czas, jeśli chodzi o pogodę i bezpieczeństwo, aczkolwiek topniejące pola śnieżne w wyższych partiach gór to spore wyzwanie. Sporą trudność może sprawić nawigowanie w terenie, ale również przedzieranie się przez grząski i bardzo mokry śnieg, który bardzo wydłuża czas przejścia oraz wyciąga z nas sporo siły. Dlatego wydaje mi się, że jesienny okres będzie idealny na Pirenejskie wędrówki, choć możemy się spodziewać zarówno palącego słońca, jak i śniegu.
Dojazd do Andory i na Comapedrosę
Widomo, że opcji dojazdu do Andory jest całe mnóstwo, a wypowiedzieć się mogę o opcji, którą my zrobiliśmy. Samolot z Polski do Barcelony, tutaj nie ma większych problemów z dostaniem się, loty odbywają się z wielu lotnisk. Kolejnym krokiem był przejazd autobusem Alsa z Barcelony do Andorry. Koszt autobusu w marcu 2023 roku wyniósł nas ok. 15 euro od osoby. Busy alsa to dość wygodna i często stosunkowo tania możliwość przemieszczania się w Hiszpanii. Link do strony www.alsa.com
Na początek szlaku z Andorry można dojechać autobusem miejskim L5 do Arinsal. Autobus zatrzymuje się na parkingu przy informacji turystycznej. Bilet można kupić u kierowcy, a koszt to jakieś 1,5 euro od osoby. Rozkład jazdy autobosuów możesz sprawdzić tutaj.
Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, zajrzyj tutaj:
Góry Europy– http://podrozepanaszpaka.eu/category/gory-europy
O Szpaku – http://podrozepanaszpaka.eu/o-szpaku
Mój Świat – http://podrozepanaszpaka.eu/moj-swiat
Kontakt i współpraca – http://podrozepanaszpaka.eu/kontakt-i-wspolpraca
Jak zostać moim patronem – http://podrozepanaszpaka.eu/2018/02/skad-brac-pieniadze-na-podroze.html
Jeśli spodobał Ci się ten post, lubisz zaglądać na mojego bloga i chcesz, abym nadal go rozwijał, zapraszam do wsparcia mnie przez platformę patronite. Każdy może zostać patronem bloga Podróże Pana Szpaka! Wesprzeć mnie możesz już od 3 zł miesięcznie. Dziękuję!
Dzięki platformie buy.coffee.to możesz też postawić mi wirtualną kawę, która na pewno zostanie „wypita” w czasie kolejnej podróży!
Spodobał Ci się ten post? Byłeś/aś w Andorze lub się wybierasz? Uważasz, że post był pomocny? Pozostaw ślad w postaci komentarza. Jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga, udostępnij go dalej, niech trafi do większego grona czytelników.
Hej,
Bardzo dziękuję za ten wpis. Niezmiernie mi się przydał w planowaniu wybieramy się tam za tydzień:)
Dziękuję za komentarz, niezmiernie miło mi to czytać! Pozdrawiam 🙂