Babia Góra (1 725m n.p.m.) to najwyższy szczyt Polski po za Tatrami i najwyższy szczyt w Beskidzie Żywieckim. Nam zdobycie go zbiegło się ze świętem niepodległości, tak że była to nasza forma uczczenia tego dnia. Na szlaku można było spotkać wielu ludzi, a co mi się bardzo podobało wielu z nich miało flagi, koszulki lub inne patriotyczne drobiazgi.
Z Wrocławia wyruszyliśmy samochodem z samego rana, nasza czwórka czyli ja, Jacek, Piotrek i Beata plus Małgosia która dołączyła do nas bo mieliśmy miejsce w samochodzie, ale po górach wędrowała sama. W Zawoji Policzne skąd starujemy meldujemy się o godzinie 11:30. Najpierw na rozgrzewkę pokonujemy odcinek półtoragodzinny niebieskim szlakiem na przełęcz Lipnicką czyli Krowiarki, gdzie jemy śniadanie i pijemy kawę. Na szlaku w pobliżu nas jest własnie remont, co wiąże się z hałasem koparek.
Około 13:30 ruszamy ponownie na szlak, tym razem czerwony który prowadzi na szczyt Babiej Góry (Diablaka), a potem do schroniska na Markowych Szczawinach. Po jakieś półtorej godzinie marszu zdajemy sobie sprawę że w najlepszym przypadku na szczyt zajdziemy chwilę przed zmierzchem, a potem mamy jeszcze spory odcinek do schroniska. Nie znając szlaku, decydujemy się na odwrót. Wracamy na szczyt Sokolica (1 367m n.p.m.), skąd zielonym szlakiem dochodzimy do niebieskiego i trawersem pokonujemy zbocze Diablaka. O 17:00 po zmroku docieramy do schroniska.
W schronisku, tak jak poinformowano mnie telefonicznie miejsc noclegowych brak, a powodem jest długi weekend. Na szczęście dostępna jest gleba za magiczne 24 zł. Na drugim piętrze w specjalnej sali znajduje się około 20 materaców. Sporo jest już zajętych, a ludzie cały czas się schodzą. My zajmujemy cztery koło siebie. Teraz przyszedł wreszcie czas na mycie i relaks, z jadalni słychać dźwięk gitary i śpiewy, jak się potem okazuje imprezę rozkręca wesoła kompania ze Świdnicy, czyli nasi Dolnoślązacy. Do których chętnie się dołączamy i bawimy jeszcze do późnej nocy.
Następnego dnia wstajemy około 8 rano, bo nie musimy się bardzo śpieszyć. Jemy śniadanie, robimy herbatkę do termosów, a zbędne rzeczy zostawiamy w schronisku, żeby nie przeszkadzały, a i tak będziemy tędy wracać. O 9:30 znowu jesteśmy na szlaku, tym razem ruszamy żółtym szlakiem, żeby na szczyt dostać się przez Perć Akademików. Podzieleni na dwie dwuosobowe grupy, ja idę z Jackiem w drugiej grupie i wyruszamy chwilę po naszych kompanach. Na szczyt Babiej mamy jakieś półtorej godziny marszu, nam zajmuje on dwie, ponieważ nie sposób było nie zatrzymywać się na herbatkę i na sesje zdjęciowe przy tak pięknych widokach. Szlak przez Perć Akademików prowadziła po stromym zboczu, a spora część szlaku była na łańcuchach.
Na szczycie dopiero dowiadujemy się co to znaczy wiejący halny. Warunki mimo pięknej pogody są bardzo ciężkie, a wiatr wieje tak że ciężko ustać na nogach. Włączamy telefony żeby napisać wiadomości że jesteśmy na szczycie, kilka pamiątkowych fotek i już wracamy w drogę powrotną. Za trochę ponad godzinę będziemy znowu w schronisku.
Na Markowych Szczawnicach jemy obiad, a potem ruszamy czarnym szlakiem, aby po półtorej godzinie dotrzeć do skrzyżowania z niebieskim, gdzie odbijamy. Po kolejnym półtora godzinnym odcinku docieramy do parkingu gdzie stoi nasze auto. Okazuje się że dotarliśmy godzinę przed czasem i musimy jeszcze poczekać na Małgosię z którą umówiliśmy się na 16:00. Teraz jeszcze tylko droga do Wrocławia i o godzinie 20:30 melduję się w domu, a rano znowu do pracy…
|
Cała ekipa kawałek za Sokolicą |
|
Tak właśnie wygląda przełęcz Krowiarki… nie ma to jak ucieczka z miasta na łono natury… |
|
Święto Niepodległości! |
|
Świętujemy Niepodległość już na szczycie Diablaka… |
|
W oddali widać Tatry, niestety zdjęcie takie bo halny wyrywał aparat i zwalał z nóg… |
|
Z Babią w tle… |
|
Schronisko PTTK na Markowych Szczawnicach… |
Nieźle, klamry i łańcuchy jak w Tatrach :]
fajna pogoda Ci się trafiła… muszę się tam w końcu wybrać.
… też nie byłem :-(, muszę się kiedyś wybrać,
zwykle tak jest, że to co blisko to i daleko 🙂
Ach te góry! Dlaczego, jak człowiek miał blisko, to ich nie doceniał?!
wyjątkowo udany dzień na wypad na Babią! miałeś szczęście z widocznością. ja ostatnio załapałam się na zupełnie inną pogodę… http://spojrzprzezokno.blog.pl/2014/10/21/szaro-buro-i-mokro-na-babiej-gorze/
ale jak to z Babią bywa – jedyne czego można się na niej spodziewać, to niespodzianek 🙂
"cudze chwalicie, swego nie znacie", przy takich postach zawsze uswiadamiam sobie ile jeszcze jest do zobaczenia zupelnie blisko nas.
Widzę że zdobyłeś Babią Górę chyba najtrudniejszą trasa :-), ja poszedłem na łatwiznę.