Ararat (5137 m n.p.m.) siedział w mojej głowie już od bardzo dawna. Jego majestatyczny widok, górującego nad Erywaniem to obrazek który bardzo dokładnie pamiętam. Góra ta zrobiła na mnie wrażenie na długo przed tym jak zacząłem poważniej chodzić po górach. Minęło 6 lat, a ja w końcu mogłem się z nim zmierzyć.
Jak przygotować się do wejścia na Ararat?
O tym powstał osobny post. Można go przeczytać pod tym linkiem.
https://www.podrozepanaszpaka.pl/2019/11/jak-sie-przygotowac-do-wejscia-na-ararat.html
Dzień 1. Dogubeyazit – punkt wyjścia – obóz 1
Wczoraj przyjechaliśmy do Dogubeyazit. Mieliśmy sporo czasu na odpoczynek, a wieczorem spotkaliśmy się całą ekipą. Piątka Polaków, czyli ja, Andzia, Kasia, Basia i Jacek. Trójka Rosjan Aleksander, Siergiej i Kurban, oraz Ukrainiec Sława. Do tego Yakup i Davut nasi przewodnicy i kucharz. Razem 12 osób.
Poranek był idealny, pogoda igła, a nasze samopoczucie fantastyczne. Choć przyznam szczerze że ciut nerwów też było, ale to chyba normalne uczucie przed czymś nowym. Zdobywanie szczytu przekraczającego 5 tys to dla mnie nowość. Nieśpiesząc się zjedliśmy śniadanie, bo zbiórka i wyjazd dopiero o 10. Sporo czasu na dopakowanie plecaków i ostatnią kawę po Turecku przed wyjściem w góry.
Chwilę po 10 siedzieliśmy już wszyscy w busie. Czeka nas jeszcze około godzinna przejażdżka i zmiana wysokości z 1600m npm, na jakiej znajduje się Dogubeyazit na 2200m npm. Skąd zaczniemy trekking i aklimatyzację. W zdobywaniu gór wysokich aklimatyzacja ma kluczowe znaczenie, a bagatelizowanie tego czynnika może nie tylko uniemożliwić zdobycie celu, ale prowadzić do poważnych konsekwencji zdrowotnych, a nawet śmierci. Moje doświadczenie nie jest zbyt duże w tym temacie, liznąłem tylko trochę teorii, ale to zdecydowanie za mało. Dlatego w pełni zdaję się na doświadczenie naszych przewodników.
Na miejscu gdzie wysiadamy z busa czekają już na nas konie, które na grzbiecie wniosą część zaopatrzenia do obozów. W takich momentach chyba każdy ma etyczno/moralne przemyślenia. Przyznam że i mnie one dopadły. Nie wiem co na to etyka, ale wiem że dla ludzi którzy prowadzą te konie to możliwość zarobienia na utrzymanie rodzin. Z drugiej strony na całym świecie w górach wysokich zwierzęta wnoszą zaopatrzenie do obozów czy schronisk, tak już jest.
Słońce świeci przyjemnie, ale upał odczuwalny niżej nam już tak bardzo nie doskwiera. Zarzucamy plecaki i ruszamy w drogę. Najpierw wzdłuż szutrowej drogi, potem już wydeptaną ścieżką. Drepczemy bardzo powoli, delikatnie wznoszącym się zboczem. Idziemy powoli, choć organizm wyrywa się do przodu, ale umysł podpowiada że tak trzeba żeby przyzwyczaić organizm do wysokości. Czasami zamiast podchodzić zboczem, kluczymy na podejściach jakbyśmy poszukiwali grzybów, to kolejny zabieg żeby spowolnić zdobywanie wysokości. Idzie się bardzo przyjemnie, sam nawet nie wiem kiedy dochodzimy do miejsca gdzie będzie stał nasz pierwszy obóz.
Jest jeszcze wcześnie, więc mamy sporo czasu na regenerację i relaks. W największym namiocie czeka herbata i słodka przekąska, a Yakup nasz przewodnik przygotowuje sziszę. Czas mija szybko i przyjemnie. O zmroku kładziemy się spać żeby dobrze wypocząć przed kolejnym dniem.
Dzień 2. Trekking z obozu 1 do obozu 2
Wbrew naszym obawom noc była ciepła, a poranek słoneczny. My nie musząc się śpieszyć z wyjściem możemy pospać. Niestety słońce szybko nagrzewa wnętrze namiotu i prowokuje nas do wyjścia. W największym namiocie już czeka śniadanie, oraz kawa i herbata. Bezchmurne niebo zapowiada piękny dzień i przyjemną wędrówkę.
Po śniadaniu pakujemy nasze plecaki i zaraz ruszamy w drogę. Najpierw po w miarę płaskim odcinku, wzdłuż wydeptanej przez konie i ludzi ścieżki. Następnie dochodzimy do skalistego zbocza którym powłócząc noga za nogą wdrapujemy się wyżej. Idziemy bardzo powoli, żeby znowu nie zdobywać za szybko wysokości. Tempo jest bardzo powolne, ale dzięki temu nie męczymy się prawie wcale. Co jakiś czas robimy również przerwy, nie po to żeby odpocząć fizycznie, ale żeby aklimatyzacja przebiegła prawidłowo.
Krajobraz zmienił się bardzo od wczorajszego dnia. Zielone pastwiska, zmieniły się w skaliste zbocze, temperatura spadła. Dziś zamiast krótkich spodenek idziemy już w długich spodniach i bluzach. Za to krajobraz widziany z góry właściwie się nie zmienia. Dopiero po jakimś czasie, kawałek przed obozem drugim pojawia się szansa zobaczenia Małego Araratu. Właściwie to jesteśmy z grubsza na wysokości jego szczytu. Nasza wędrówka nie trwa długo, a my czujemy że mamy jeszcze sporo sił.
W obozie drugim panują już zdecydowanie gorsze warunki niż niżej. Wieje silny wiatr, jest dość chłodno i pojawiają się chmury, które co jakiś czas zasłaniają nam widok. Największy namiot stoi już mniej pewnie niż w obozie pierwszym, znajduje się na krawędzi przy urwisku. Wejście jest zasłonięte żeby ciepło nie uciekało, a wiatr nie dostawał się do środka.
Po mimo wysokości i bardzo wczesnej kolacji apetyt dopisuje. Dziś trzeba się bardzo wcześnie położyć spać, bo atak szczytowy mamy rozpocząć chwilę po północy. Już około 17 już leżymy w śpiworach i próbujemy zasnąć. Wiatr walący cały czas o namiot, wysokość oraz trema zakłócają sen, ale co zrobić.
Dzień 3. Atak szczytowy
Około północy budzi nas Davot na śniadanie. Ciężki i często przerywany sen, wysokość oraz bardzo wczesna pora powodują brak apetytu, właściwie to rezygnuję z posiłku. Co później okaże się jednym z kluczowych błędów. Pogoda jest tak słaba że zastanawiamy się czy nasz dzisiejszy atak dojdzie do skutku. Widoczności nie ma wcale, znowu wieje silny wiatr i do tego jest bardzo zimno. Jednak Yakup rzuca hasło żebyśmy się szykowali bo niedługo ruszamy.
Atak rozpoczynamy chwilę po pierwszej w nocy. Jest przeraźliwie zimno, a widoczność nadal słaba. Na szczęście są z nami przewodnicy którzy na szczyt mogą wejść z zamkniętymi oczami. Właściwie to tak to wygląda, bo widoczność jest bliska zeru, a Davot nas prowadzi doskonale sobie znaną drogą. Po jakieś godzinie widoczność zaczyna się poprawiać, a po kolejnej dłuższej chwili możemy już obserwować w dole Dogubeyazit.
Wspinaczka trwa. Droga nie jest trudna, ale wiatr i temperatura skutecznie utrudniają podejście. W tych warunkach urodził się drugi duży błąd który popełniłem. Nie doceniłem Araratu i panujących na nim warunków, co ostatecznie kończy się lekkimi odmrożeniami palców u rąk i stóp. Ulgę przynosi dopiero budzące się za horyzontem słońce. Na wysokości około 4800m npm. zaczyna się strefa wiecznego śniegu, czas założyć raki.
Świt zastaje nas na wysokości około pięciu tysięcy, do szczytu już całkiem niedaleko. Właściwie zostaje nam ostatnie podejście. Wreszcie docieramy na szczyt, tam spędzamy chwilę. Widoczność połowiczna, bo od strony Turcji widać wszystko, ale strona Armenii zachmurzenie. Niestety z powodu mrozu wyczerpuje mi się bateria w aparacie i udaje mi się zrobić tylko kilka zdjęć. Pozostaje nam już tylko mozolne zejście do obozu drugiego, tam chwilę odpoczywamy i schodzimy do obozu pierwszego. Tam w słońcu i ciepełku relaksujemy się, a jutro wracamy do cywilizacji.
Atrakcje dodatkowe w okolicy Dogubeyazit
Miasto Dogubeyazit
Miasto na pierwszy rzut oka może być mało ciekawe. Jednak całe mnóstwo knajpek i kafejek sprawia że jest bardzo przyjazne dla turysty. Wielkim atutem tego miejsca są bardzo przyjaźni i gościnni ludzie. Sam miałem okazję się o tym przekonać dzięki rozmowom z kilkoma przypadkowo napotkanymi mieszkańcami miasta.
Warto też odwiedzić prawdziwy turecki hammam, czyli łaźnię publiczną. Atrakcja może przypadnie komuś do gustu. Ja sam fanem nie zostałem, ale warto spróbować żeby się przekonać czy nam się spodoba. W Turcji hammamy miały funkcję nie tylko utrzymywania czystości, ale też pełniły ważną funkcję społeczną. Często właśnie tutaj odbywały się spotkania ważnych ludzi, ale też zwykłe spotkania towarzyskie.
Muzeum Arki Noego
Miejsce dość kontrowersyjne, a nazwanie go muzeum to według mnie spore wyolbrzymienie. Jeśli jednak ma się chwilę wolnego i możliwość, to może warto podjechać zobaczyć? Miejsce w którym ponoć osiadła Arka Noego znajduje się niedaleko granicy z Iranem. Widoki całkiem ładne, ale według mnie wymyślone trochę na siłę.
Pałac Ishaka Paszy
Zdecydowanie najważniejsza i najbardziej znana atrakcja regionu. Pałac Ishaka Paszy znajduje się na obrzeżach Dogubeyazit, a wybudowano go na przełomie XVIII i XIX w. W pałacu mieszkał lokalny władca Ishak Pasza. Pod koniec XIX w. zaczął jednak popadać w ruinę. W ostatnich latach na szczęście został odrestaurowany, a teraz jest udostępniony do zwiedzania. Cena w momencie kiedy my odwiedziliśmy to miejsce wynosiła 5 lir (czyli jakieś 3 zł).
Jezioro rybne
To górskie jezioro oddalone od Dogubeyazit o jakieś 70 km. Akwen ma piękny ciemno niebieski kolor i malowniczo prezentuje się w otoczeniu pustynnego krajobrazu. W okolicy jeziora znajduje się hodowla ryb, gdzie można kupić ryby a potem na miejscu je grillować. W naszym przypadku była to wycieczka zorganizowana przez agencję górską, w ramach wykorzystania dnia awaryjnego, którego nie wykorzystaliśmy w górach.
Kilka statystyk z wejścia na Ararat:
Dzień 1
czas: 4:22 h, dystans: 6,83 km, podejście: 1183 m
Dzień 2
czas: 3:57 h, dystans: 3,62 km, podejście: 827 m
Dzień 3
czas: 8:01 h, dystans: 5,93 km, podejście: 1055 m (atak szczytowy)
czas: 1:31 h, dystans: 2,76 km, podejście: 9 m (zejście z obozu 2 do obozu 1)
Do liczenia statystyk używam zegarka Suunto Ambit 3 Peak. Czas liczony jest od momentu wyjścia do momentu skończenia trasy, łącznie z przerwami.
Namiary do agencji ARARATREK z którą współpracowałem:
Partnerem naszej wyprawy był również Wrocławski Decathlon Korona, który troszeczkę uzupełnił nasz sprzęt alpinistyczny.
Więcej o Araracie przeczytasz tutaj:
https://www.podrozepanaszpaka.pl/2019/11/jak-sie-przygotowac-do-wejscia-na-ararat.html
Zobacz również inne górskie posty:
https://www.podrozepanaszpaka.pl/category/gory
lub posty z moich Sudetów:
https://www.podrozepanaszpaka.pl/category/sudety
Jeśli spodobał Ci się ten post, lubisz zaglądać na mojego bloga i chcesz aby nadal go rozwijał zapraszam do wsparcia mnie przez platformę patronite. Każdy może zostać patronem bloga Podróże Pana Szpaka! Wesprzeć mnie możesz już od 3 zł miesięcznie. Dziękuję!
Podobał Ci się ten post? Udało Ci się zdobyć Ararat i chcesz coś dodać, lub chcesz o coś zapytać? Masz swoje przemyślenia na temat Araratu? Może chcesz się podzielić doświadczeniem? Pozostaw ślad w postaci komentarza. Jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga udostępnij dalej niech trafi do większego grona czytelników.
świetna relacja i cóż za niesamowite widoki! Dzięki za to 😉
Widoki genialne. Polecam się na przyszłość 😉