Turbacz, Gorce. 25/28 KGP

Turbacz (1310 m n.p.m) najwyższy szczyt Gorców i mój 25 szczyt Korony Gór Polski. Nasz wypad w pasmo Gorców właściwie okazał się bardzo spontaniczny, ale pokazał nam to że Gorce mogą być genialną alternatywą na ciężkie warunki w Tatrach. Ten wyjazd właściwie miał być Tatrzański, miało być zimowe zdobywanie szczytów, ale plany mają to do siebie że lubią się zmieniać. Tatry owszem były, najpierw zdobyliśmy Giewont, ale potem smutna sytuacja w schronisku na Hali Kondratowej zmusiła nas do zejścia do Zakopanego. Ciężkie warunki w Tatrach i bardzo silny wiatr zmusiły nas do zmiany planów. Absolutnie nie chcieliśmy marnować wyjazdu na siedzenie w mieście, dlatego obraliśmy kierunek Gorce, z zamiarem zdobycia Turbacza zimą, mojego kolejnego szczytu Korony Gór Polski. 

Turbacz to szczyt zaliczany do odznaki Korony Gorców Klubu Zdobywców Koron Górskich RP.

Szlak na Turbacz od Klikuszowej

Wejście na Turbacz zimą zaczynamy od miejscowości Klikuszowa gdzie zaczyna się czarny szlak prowadzący na grzbiet. Wybieramy akurat ten szlak, bo chcemy sobie troszeczkę wydłużyć drogę. Najkrótsze trasy na Turbacz prowadzą z Nowego Targu. Klikuszowa znajduje się przy popularnej Zakopiance, dojazd więc nie stanowi żadnego problemu. Zdecydowana większość autobusów (a jest ich całe mnóstwo) jadące na trasie Kraków – Nowy Targ – Zakopane się w niej zatrzymują. Po wyjściu z autobusu idziemy wzdłuż drogi krajowej 47, czyli właśnie Zakopianki. Przy rzece Lepietnica odnajdziemy czarną kropkę oznaczającą rozpoczęcie się interesującego nas szlaku. Czarne oznaczenia prowadzą nas jeszcze kawałek wzdłuż ulicy, a potem za cmentarzem skręcają w lewo. Brukowa uliczka prowadzi nas w górę, idąc wzdłuż niej po chwili dojedziemy do drewnianej wiaty, to dobre miejsce aby się przygotować do dalszej wędrówki (ubrać, rozebrać itp).

Szlakowskaz i początek czarnego szlaku
Początek czarnego szlaku w Klikuszowej
widok na wzgórza
Wychodzimy na za miejscowość

widok na wzgórza za Klikuszową

drewniana wiata na tle lasu
Wiatka gdzie można się zatrzymać i przygotować do dalszej drogi
wnętrze drewnianej wiaty i palenisko
A tak wiata prezentuje się w środku

Do tej pory śnieg leżał raczej łatami, ale im wyżej tym jest go więcej. Po wejściu w zalesiony teren śniegu jest już całkiem sporo. Na szczęście szlak jest wydeptany i widać go doskonale. Niestety dalej zaczynają się trudności. Powodem są bardzo liczne powalone drzewa. Czasami jest ich tak dużo że musimy szukać drogi alternatywnej, a przejście szlakiem jest niemożliwe. Las jest gęsty, z tego powodu przedzieranie się bokiem jest mocno uciążliwe, spore zaspy śnieżne dokładają nam trudności. Sytuacja poprawia się dopiero po dojściu do spotkania ze szlakiem niebieskim. Dojście do tego punktu zajmuje nam dwie godziny i kosztuje sporo sił. Tutaj odbijamy w szlak niebieski żeby odwiedzić Kolibę na Łapsowej Polanie. Schronisko to jest pięknie umiejscowione i jest bardzo klimatyczne w środku. Podoba nam się tak bardzo że żałujemy iż trzeba iść zaraz dalej, ale przerwa na posiłek nam się przyda. Kuchnia tutaj oferuje spory wybór dań wegetariańskich, my zamawiamy tylko zupki (pomidorowa wege i żurek) obie bardzo smaczne, dlatego uczciwie polecam odwiedzić to miejsce. Choćby dla samego klimatu.

zaśnieżona droga
Na początku jeszcze nie jest źle
zasypany szlak i zawalony drzewami
Dalej już jest ciut gorzej
zawalony drzewami szlak
Czasami kompletnie nie ma przejścia

zawalony i zasypany szlak

Angelika przedziera się przez zawalony szlak
Andzia walczy ze szlakiem
wydeptana ścieżka w śniegu
Momentami da się nawet przejść
szlakowskaz szlaku czarnego i niebieskiego
Odbicie do Koliby na Łapsowej Polanie
oznaczenia szlaków na schronisku Koliba
Koliba i oznaczenia szlaku niebieskiego. Na Turbacz jeszcze 2 h.
schronisko koliba na łapsowej polanie
Koliba na Łapasowej Polanie
widok na wnętrze schroniska
A tak prezentuje się przytulne wnętrze schroniska

Po odpoczynku i przekąsce ruszamy dalej na szlak. Najpierw niebieskim pod górę, a potem wracamy na czarny. Ciekawostką jest że po drodze spotykamy gościa, którego wczoraj również spotkaliśmy schodząc z Giewontu. Widać nie tylko dla nas Gorce stały się ciekawą alternatywą dla Tatr. Widoczność spadła, warunki się pogorszyły, a nam pozostaje tylko dreptać wydeptaną ścieżką. Zimą szlak jest bardzo monotonny, cały czas pnie się powoli do góry, a przy ograniczonej widoczności niestety brakuje jakichkolwiek emocji. Dopiero po jakieś godzinie dochodzimy do szlaku żółtego, tutaj kończy się czarny szlak (który przechodzimy od kropki do kropki). Teraz żółtym szlakiem idziemy dalej zalesionym grzbietem. Las tutaj już nie jest tak gęsty więc gdyby warunki pozwoliły mielibyśmy zapewne całkiem ładne widoki. Po jakimś czasie dochodzimy do Polany Rusnakowej i zamkniętej na dwie kłódki Kaplicy Matki Boskiej Królowej Gorców. Kaplica ta często nazywana też jest Papieską, Pasterską lub Partyzancką. Wybudowano ją w 1979 roku z okazji pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Kaplica jest pełna elementów o symbolice patriotycznej, o samej kaplicy można by pewnie napisać osobnego posta.

zachmurzony widok na tatry
Wreszcie jakieś widoczki. Tam gdzieś majaczą Tatry
wydeptana ścieżka w śniegu
I znowu przez śnieg
kamienny krzyż na tle lasu przysypany śniegiem
Krzyż przy szlaku ufundowany przez lokalne koło łowieckie
szlakowskaz
Koniec szlaku czarnego, zmienimy teraz na żółty
W oddali widać szczyt Turbacza, w jego stronę biegnie droga. Wszystko jest przysypane śniegiem.
Wreszcie widać nasz cel. Turbacz zimą w zasięgu wzroku.
Kapliczka maryjna na drzewie. Na drzewie znajduje się również oznaczenie szlaku żółtego a w tle widok na Turbacz.
Gdzieś tam w tle majaczy znowu Turbacz
zdjęcie z widokiem na odległe tatry
W tle znowu wychodzą Tatry
kaplica po dach przysypana śniegiem
Kaplica Matki Boskiej Królowej Gorców
Kaplica widziana od frontu
Widok na główne wejście do kaplicy. Niestety zamknięte.

drewniana tablica informacyjna o Kaplicy Matki Boskiej Leśnej i Królowej Gorców.

Do celu już niedaleko, dreptając dalej żółtym szlakiem dołączają do nas zaraz szlak niebieski i zielony, wszystkie trzy idą razem aż do Schroniska PTTK Turbacz. Za chwilę po lewej stronie miniemy pomnik żołnierzy wyklętych, ma on kształt brzozowego krzyża nakrytego partyzancką czapką, a po obu jego stronach wiszą flagi Polski. Pomnik stoi tutaj od 2012 roku.

Widok na okoliczne góry
No i wreszcie coś widać
widok na okoliczne góry i kawałek Tatr
I znowu widać Taterki
Pomnik w kształcie brzozowego krzyża z nakrytą czapką partyzancką. Po obu stronach powiewają flagi Polski. Wszystko przysypane śniegiem, a w tle las.
Krzyż żołnierzy wyklętych

Przed nami ostatnia prosta i ostatnie podejście. Widoczność nam się trochę poprawiła, można nacieszyć oko panoramą najwyższego pasma górskiego w Polsce. Szlaki schodzą z drogi i pną się ścieżką w górę. Mija dosłownie chwila i już stajemy przed schroniskiem na Turbaczu na wysokości 1283 m n.p.m. Jest to już trzecie schronisko w tym miejscu i stoi tutaj od 1953 roku. Pierwsze schronisko stanęło tutaj już w 1925 roku, niestety 1933 roku spłonęło, zostało prawdopodobnie podpalone przez kłusowników. Rok później rozpoczęto budowę kolejnego obiektu, ten powstawał i rozbudowywał się latami, w czasie II wojny światowej służył okolicznym partyzantom za punkt kontaktowy. Obiekt został w 1943 roku zniszczony przez partyzantów, aby nie służył Niemcom. Trzeci obiekt otwarty został tutaj 1958 roku i funkcjonuje do dziś, nosi on imię Władysława Orkana. Nam schronisko na Turbaczu przyszło odwiedzić w zimowe, niedzielne popołudnie dlatego tak jak się spodziewaliśmy tłumów nie zastaliśmy. Prócz nas w schronisku przebywało może z 6 osób. Nocleg od początku planowaliśmy w tym miejscu, dlatego na dzisiaj to koniec naszej wędrówki.

zachmurzony widok na tatry
Kolejny rzut oka w stronę Tatr
Z lewej widać drzewo z oznaczeniami szlaków. W tle widok na tatry.
Co raz więcej szlaków w naszym kierunku
zdjęcie schroniska na tubaczu
Schronisko PTTK Turbacz zimą
widok na schronisko od frontu
Widok od frontu
Szlakowskaz z wieloma tabliczkami. W tle tatry i zachodzące słońce na zachmurzonym niebie.
No jest gdzie się przejść 😉

Schronisko mogę uznać za bardzo przyjemne. Ceny za nocleg przyzwoite, pokoje czyste, w standardzie typowo schroniskowym. Zupa oscypkowa pycha, niestety nie próbowaliśmy nic innego (mieliśmy swoje zapasy). Wielkim plusem jest widok, z okien jadalni i sali kominkowej rozpościera się on na Tatry. Niestety nam nie dane było długo się cieszyć tym widokiem, bo może godzinę po przybyciu do schroniska pogoda się załamała. Zaczął sypać gęsty śnieg i wiać bardzo silny wiatr.

Przez okno w schronisku widać częściowo tatry
Widok z okna w schronisku
przez okno widać ledwie na kilka metrów. Pada śnieg i jest spore zachmurzenie.
A za chwilę już wygląda to tak

Wejście na Turbacz zimą i droga do Nowego Targu

W schronisku na Turbaczu spało nam się bardzo wygodnie, zresztą człowiek chętnie by został dłużej, ale czas było wracać. Całą noc sypał śnieg i wiał silny wiatr. Szlaki były zasypane, a bardzo zła widoczność utrudniała orientację. Po wyjściu ze schroniska postanawiamy zmienić plan. Pierwotnie chcieliśmy iść czerwonym szlakiem do Rabki Zdrój, ale brak przetartego szlaku, nie znajomość tutejszych gór i najważniejsze że trzeba zdążyć dziś do domu, to argumenty które przekonały nas do skrócenia drogi. Wybieramy jednak powrót do Nowego Targu. Najpierw jednak rzeczone zdobycie najwyższego szczytu Gorców!

Za progiem schroniska widać sporą ilość śniegu. Nie widać żadnych śladów.
Rano wyjście ze schroniska wygląda tak…
Na tle schroniska widać bardzo gęsto padający śnieg
Po wyjściu ze schroniska widać że pogoda jakby słaba

Wejście na szczyt Turbacza zimą ze schroniska to żadne wielkie wyzwanie. Szczyt od schroniska dzieli ok 600 m i 30 m w górę. Szlak którym podchodzimy to Główny Szlak Beskidzki, najdłuższy szlak pieszy w Polsce. Już od jakiegoś czasu się na niego czaję. Mimo nie przetartego szlaku i słabej widoczności wejście zajęło nam 12 minut. Szczyt oznaczony jest obeliskiem z tablicą informacyjną, gdyby nie to w rozległej kopule ciężko by było namierzyć dokładny wierzchołek Turbacza. Pogoda nie sprzyja, więc robimy szybką, pamiątką fotkę i uciekamy. Najpierw po swoich śladach do schroniska, a potem dalej do Nowego Targu.

Na zdjęciu widać dwie postacie na tle obelisku z napisem Turbacz 1310 m n.p.m.
No i jesteśmy na szczycie! Turbacz zimą zdobyty! W zespole Szpak i Andzia.
Widok na zamglony las, świeży śnieg
Czas wracać, ale wiatr szybko zawiewa ślady

Nie chcąc marnować czasu na przecieranie zasypanych szlaków idziemy szlakiem żółtym. Dokładnie tą samą drogą co wczoraj, aż do szlaku czarnego. Tutaj już zmieniamy drogę w porównaniu do dnia wcześniejszego, tym razem kontynuujemy marsz szlakiem żółtym. W niższych partiach szlak jest raczej wydeptany i dość prosty. Momentami tylko bywa dość stromy i oblodzony, ale radzimy sobie z tym bez większych problemów. Im niżej tym więcej roztopów, które momentami tworzą strumyki płynące środkiem ścieżki. Schodząc w stronę Nowego Targu okazuje się że pogoda trochę się poprawia i między drzewami co jakiś czas majaczy nam znajomy widok Tatr. Po 2 godzinach meldujemy się na obrzeżach Nowego Targu, skąd za 3 zł można podjechać już autobusem miejskim do centrum. My jednak wybieramy jednak opcję pieszą. Całość trasy ze schroniska, z wejściem na szczyt i dotarciem do Rynku zajmuje nam 3:20 h.

Las i droga przysypane świeżym i nieprzetartym śniegiem

ścieżka biegnąca przez las przysypana śniegiem

Droga przez las obsypana śniegiem, a w tle rozpogadzające się niebieskie niebo
Znowu jak schodzimy z gór to akurat zaczyna się rozpogadzać
Chatka w lesie
Po trasie mijamy ciekawą chatkę przy szlaku, niestety zamknięta 🙁
strome zejście po śniegu w koło las
Czasami jest dość stromo

Mały bonus w Nowym Targu – „Pizza u Magdusi”

W Nowym Targu okazuje się że mamy trochę czasu żeby coś spokojnie zjeść. Czeka nas jeszcze pół dnia w busach więc nawet wskazany jest jakiś obiad. Jako że w tym mieście oboje jesteśmy po raz pierwszy, nasza wiedza gdzie zjeść jest bliska zeru. Najlepiej zawsze odwiedzić jakiś swojski bar mleczny, bo tam można zjeść tanio i dobrze. Nie udało nam się takie namierzyć, ale udało się coś innego. Miejsce w którym ja zakochałem się bez opamiętania… „Pizza u Magdusi”! Żadne turystyczne miejsca nie dają mi takiej radości jak odkrywanie takich miejsc. Osobiście nazywam je spelunkami lub mordowniami, ale to nie zawsze adekwatne nazwy. Najpierw idąc ulicą zainteresował mnie szyld, zajrzałem do środka, a kiedy zajrzałem do środka poczułem że muszę tu usiąść i chwilę po przebywać. Boazeria, stoliki nakryte ceratą, taborety przy stolikach i podróż w czasie po przejściu drzwi wejściowych. Kawa w szklankach z koszyczkiem i buła podawana na papierowej serwetce szumnie nazywana pizzą (do wyboru dwa rodzaje z pieczarkami lub szynką) polana prawie przeźroczystym keczupem! Powiem szczerze, takich miejsc na mapie jest już co raz mniej i szybko wymierają. „Pizza u Magdusi” ma już 32 lata (czyli jest o rok starsza niż ja) i jestem przekonany że przez te lata nic się nie zmieniła (jak ja, nadal piękny 😉 ). Jedno jest pewne przy kolejnej okazji na pewno zajrzę do Nowego Targu zobaczyć czy moje miejsce tam jeszcze istnieje. Może uda się też zwiedzić samo miasto.

Miasto. Nad wejściem do jednego z lokali widnieje szyld "u magdusi" pizza prosto z pieca
Pizza „u Magdusi” wygląda bardzo niepozornie
Widok na cały budynek i wejście do Pizzeri u magdusi
Nie zachęca? Mnie zachęciło
Widok na drewniany bar, stolik przykryty ceratą. Wszystko jest dość stare.
Piękny skansen i podróż w czasie, przynajmniej o 30 lat 😉

Ściana w boazerii i wiszące na niej obrazy

na stoliku leży kawałek bułki na papierowej serwetce
Moja pizza z szynką, na papierowej serwetce
na stoliku przykrytym ceratą leży buła polana keczupem na papierowej serwetce
A tu drugi możliwy wybór „Pizza z pieczarkami”

P.S. Wszystkie zdjęcia wykonane są telefonem, ponieważ plan był na Tatry, a zimą nie chciało mi się taszczyć ze sobą lustrzanki. Gdybym tylko wiedział że jednak będą Gorce i Turbacz zimą.


Kilka statystyk z wejścia na Turbacz:

Dzień 1
czas: 4:58 h, dystans: 14,08 km, podejście: 747 m

Dzień 2
czas: 3:22 h, dystans: 12,83 km, podejście: 138 m

Do liczenia statystyk używam zegarka Suunto Ambit 3 Peak. Czas liczony jest od momentu wyjścia do momentu skończenia trasy, łącznie z przerwami.


Masz ochotę poczytać o innych szczytach z Korony Gór Polski które zdobyłem? Zapraszam
https://www.podrozepanaszpaka.pl/category/kgp

Może interesują Cię również inne góry nie tylko z Korony Gór Polski?
https://www.podrozepanaszpaka.pl/category/gory


logo patronite

Jeśli spodobał Ci się ten post, lubisz zaglądać na mojego bloga i chcesz aby nadal go rozwijał zapraszam do wsparcia mnie przez platformę patronite. Każdy może zostać patronem bloga Podróże Pana Szpaka! Wesprzeć mnie możesz już od 3 zł miesięcznie. Dziękuję!


Podobał Ci się ten post? Znasz Gorce i chcesz coś dodać, lub chcesz o coś zapytać? Zdobyłeś już Turbacz lub może dopiero planujesz wejście na niego? Pozostaw ślad w postaci komentarza. Jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga udostępnij dalej niech trafi do większego grona czytelników.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *