Kolejny etap Camino Rowelove i kolejna już trzecia część dziennika Camino Rowelove wjeżdża na bloga. Przejechanie Francji zajęło nam prawie dwa tygodnie, był to naprawdę udany etap, a Francja która zawsze wydawała mi się nudna jak flaki z olejem pozytywnie zaskoczyła.
Dla przypomnienia dziennik z Camino Rowelove to zapis z naszej drogi do grobu św. Jakuba. Drogi którą rozpoczęliśmy we wrześniu 2018 roku. Pokonaliśmy przeszło 3350 km, jadąc rowerami z Wrocławia do Santiago de Compostela. Odwiedziliśmy przy tym 6 krajów, jechaliśmy przez Polskę, Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, aby dotrzeć do Hiszpanii. Co kilka dni na facebooku Podróże Pana Szpaka, publikowałem relację z podróży. Teraz publikuję całą relację tutaj, żeby nie utonęła w facebookowym spamie. Dodatkowo relacja będzie wzbogacona opisami, przemyśleniami i zdjęciami, które wcześniej nie były publikowane.
Środa, 19.09.2018 – 104,22 km
Dzień 17. Dzień zaczynamy wcześnie, ale wstawać się tak bardzo nie chce. Dzień pod znakiem pedałowania, ale wiatr (Andzia mówi „w mordę wind”) skutecznie nam to utrudnia. Dziś chcemy wykręcić jak najwięcej żeby potem mieć mniej do Paryża. Niestety warunki są ciężkie. Dzień bez historii, ale z dużym trudem udaje nam się wypedałować ponad 100 km. Namiot rozbijamy w jakimś „parku” zaraz obok wieży widokowej. Przynajmniej miejsce na nocleg spoko.
Czwartek, 20.09.2018 – 90,31 km
Dzień 18. Wstajemy wcześnie rano, chwilę przed świtem ale wypoczęci. Chcemy szybko zrobić dystans dzielący nas od Paryża, zobaczyć co nie co i zatrzymać się na campingu. Niestety mapa google kilkukrotnie robi nas w balona i albo musimy jechać bardzo ruchliwymi drogami, albo przedzierać się przez krzaki i pola. Jakby tego było mało kilka razy nacinamy się na drogi które istnieją tylko dla googla. Docieramy w końcu do przedmieść Paryża i tu jest tylko gorzej. Ścieżek rowerowych brak, auta jeżdżą jak chcą, a ludzie wychodzą wprost pod koła. Francja zdecydowanie nie jest prorowerowa, mimo iż tutaj odbywa się przecież najbardziej prestiżowy wyścig kolarski Tour de France. Widać to jeszcze po tym że zatrzymując się pod dużym centrum handlowym nie ma ani jednego stojaka na rowery, a te stoją gdzieś oparte raptem trzy. Wjeżdżamy do Paryża i tutaj już jest ciut lepiej, choć Francuzi jeżdżą jak wariaci, a jazda na rowerze to istne rodeo. Ja po chwili zaczynam łapać o co tu chodzi i mimo sakw lawiruje między autami, autobusami i pieszymi, Andzia nie czuje się tak pewnie ale też sobie radzi. Paryż zwiedzamy w tempie ekspresowym Katedra Notre-Dam, Wieża Eiffela i Łuk Triumfalny muszą nam wystarczyć, bo czas goni. Spotykamy też Panią Danutę, Polkę mieszkającą od 42 lat we Francji. Dziś śpimy na campingu w Paryżu, a koszt takiego to 20 euro za dwie osoby, to super cena.
Przypis: Paryż, tutaj miałem coś zupełnie odwrotnego od syndromu Paryskiego. Miasto najpierw mnie odepchnęło swoim ogromem, hałasem, ale po chwili mnie zainteresowało i zaciekawiło, na tyle że chcę wrócić ale już bez roweru. Paryż zawsze był dla mnie kierunkiem mało interesującym, ale ta krótka wizyta sprawiła że miasto uchyliło rąbek tajemnicy i zachęciło do poznania go lepiej. Kiedy? Jeszcze nie wiem, ale na pewno jest to nieuniknione.
Piątek, 21.09.2018 – 75,50 km
Dzień 19. W nocy padało, a od rana chłód i wilgoć. Na szczęście jeszcze przed wyjazdem zaczyna się rozpogadzać. Wyjeżdżamy późno bo po 12. Opuszczamy Paryż i kierujemy się na Wersal. Tam trochę się kręcimy, w ogrodach jemy drugie śniadanie i lecimy dalej. Plan na dzisiaj? Standard, wykręcić ile się da. Pedałujemy do późnego wieczora, a nocujemy standardowo w lesie.
Sobota, 22.09.2018 – 89,60 km
Dzień 20. Poranek okropny! Zimno i pochmurno, a wyjście ze śpiwora to kara. Dzień ewidentnie przeznaczony do tego aby przejechać, paść wieczorem i zasnąć. Jeszcze ten cholerny wiatr wiejący w twarz, jazda ciężka jak cholera. Jak twierdzi Andzia „najokropniejszy dzień jak do tej pory”. Walczymy. Popołudniu wiatr się jeszcze wzmaga, plan z robieniem dziś długiego dystansu powoli upada, tak samo jak nasze morale.Ostatecznie robimy około 90 km i nocujemy w lesie, byle schować się przed wiatrem.
Niedziela, 23.09.2018 – 71,34 km
Dzień 21. Noc bardzo ciężka dla mnie, nie było zimno ale wiatr wiał całą noc i nie pozwalał spać. Rano wieje nadal, a do tego deszcz. Dzisiaj planujemy przejechać 70 km i spać w hotelu. Uciążliwy deszcz, mocny, porywisty wiatr i ciężkie podjazdy to dzisiejszy dzień. Spinamy się jak możemy żeby dojechać do naszego hotelu, choć jest naprawdę bardzo ciężko. Finalnie, po ciężkiej walce w Tours w naszym hotelu meldujemy się około 15 padnięci i przemoczeni do cna. Ciepły prysznic i odpoczynek, a potem jedziemy do pralni, bo nasze ubrania to już są radioaktywne. Ostatnie dwa dni i noc naprawdę bardzo ciężkie.
Poniedziałek, 24.09.2018 – 96,56 km
Dzień 22. Po noclegu w hotelu jesteśmy wypoczęci i pełni energii. Wymeldowanie mamy do 12:00, więc korzystamy ile możemy, w końcu kto wie kiedy znowu będzie noc w wygodnym łóżku. Przed wyjazdem jeszcze mały serwis rowerów i lecimy. Wiatr lekki, trochę chłodno ale najważniejsze że słonecznie. Pierwszy postój po 2 km na zakupy, kolejny po 6 km na małe zwiedzanie w Tours, a potem 30 km bez mrugnięcia okiem. Jest idealnie, kolejne 30 km i przerwa na obiad. Finalnie 96 km pękło bez zmęczenia, mimo późnego wyjazdu i przerw, skończył nam się dzień. Na noc zatrzymujemy się w domu pielgrzyma, mentalnie przygotowaliśmy się że zapłacimy symbolicznie, a wyszło klasycznie. Trudno, miał być namiot, a jest łóżko i prysznic.
P.S. dziś mija połowa podróży, przed nami kolejne 22 dni.
Wtorek, 25.09.2018 – 125,19 km
Dzień 23. Po nocy w schronisku wstajemy wypoczęci. Pogoda zapowiada się wyśmienita, słońce świeci, a wiaterek bardzo delikatny. Trasa okazuje się również bardzo przyjemna. Lecimy szybko i bez zbędnych postojów. Dzień teoretycznie można by powiedzieć bez przygód tylko jazda, ale za to jaka… 125 km! Mamy póki co nasz rekord na tej trasie. Noc w namiocie w lesie, trzeba odpocząć od hoteli i schronisk.
Środa, 26.09.2018 – 103,14 km
Dzień 24. Noc spokojna, ale poranek chłodny i wilgotny. Dzień zapowiada się całkiem nieźle. Pierwsze kilometry w bólach, a potem cały dzień w męczarniach. Ostre słońce, wiatr w twarz i bardzo dużo podjazdów, prawie 900 m na koniec dnia. Krajobraz zmienił się totalnie, mnóstwo winorośli i winnic, zielone wzgórza i przyjemne krajobrazy. Planowo noc mamy spędzić na campingu, ale ten okazuje się opuszczony, więc trzeba improwizować. Dzień kończymy noclegiem w hamakach nad jeziorem w wiatce. Dzień bardzo trudny.
Czwartek, 27.09.2018 – 73,38 km
Dzień 25. Nocleg w hamakach, palce lizać, tylko w okolicach 3 w nocy zerwał się wiatr i trochę dokuczał. Kiedy ruszamy w drogę, wiatr się uspokaja i jedzie się przyjemnie. Słońce świeci, wiatr delikatny, a podjazdy jakby mniejsze. Dopiero później robi się straszny skwar (31 stopni), ale nam już nie tak straszny bo jesteśmy w Bordeaux. Trochę zwiedzamy miasto i uciekamy na camping na południe od miasta żeby odpocząć. Na kolację jemy sery pleśniowe, bagietki i pijemy wino Bordeaux. Nie ma to jak bordeaux w Bordeaux! Jest prysznic! Tego nam było trzeba!
Piątek, 28.09.3018 – 121,24 km
Dzień 26. Poranek mglisty i szaro-bury. Dlatego jak na camping zbieramy się szybko i tuż przed 11 już jesteśmy w drodze. Trasa mega płaska, co daje nam niezłe tempo, ale nudna jak flaki z olejem. Dopiero po 80 km docieramy do miejscowości Gastes nad pięknym jeziorem. Tutaj jemy obiad i odpoczywamy trochę. Po kolejnych 20 km czuć już ocean, ale niestety go nie widać, droga prowadzi nas przez las wzdłuż wybrzeża, ale bez prześwitów. W końcu postanawiamy odbić z drogi żeby się z oceanem przywitać. Jest i on, choć mało widoczny, zamglony i wzburzony. Wracamy na drogę i jeszcze trochę jedziemy zanim znajdziemy miejsce na nocleg. Nocujemy w namiocie przy parkingu i miejscach odpoczynku.
Sobota, 29.09.2018 – 77,74 km
Dzień 27. Poranek dość ciepły i bezchmurny, a to zapowiada piękną pogodę. Po śniadaniu szybko ruszamy w drogę, po jakiś 20 km wjeżdżamy na plażę i idziemy pomoczyć stopy w oceanie, dziś pogoda dopisuje. Kilometry lecą szybko, a do dzisiejszego celu nie jest daleko. Dzisiaj chcemy zrobić krótki odcinek i spać na campingu, taki mały rest. Około 16 jesteśmy na miejscu, ogarniamy się i lecimy na plażę. Camembert, świeża bagietka, butelka wina i pluskanie się w oceanie, aż do zachodu słońca to sposób na nasz sobotni wieczór.
Niedziela, 30.09.2018 – 48,10 km
Dzień 28. Wstajemy trochę później niż zwykle, bo w końcu na campingu można, a na dzisiaj mamy mało kilometrów do zrobienia. Dzisiaj jest plan aby dojechać do Irun, skąd zaczniemy już właściwy szlak św. Jakuba. Pedałujemy spokojnie, a drugie śniadanie przypada nam zjeść na plaży, w takich okolicznościach posiłek zawsze smakuje, a apetyt dopisuje. Potem trasa wiedzie nas wybrzeżem z pięknymi widokami. Powoli zaczynają się przewyższenia, to dopiero przedsmak Camino del Norte, ale już dają trochę w kość. W końcu przekraczamy granicę i jesteśmy w Hiszpanii, w Irun. Odnajdujemy schronisko gdzie zostaniemy na noc. Dostajemy paszporty pielgrzyma, a ja dostaję jeszcze muszlę bo wcześniej swojej nie miałem. Głodni ruszamy w miasto. Niestety bar z menu dla pielgrzymów jest nieczynny, więc zadowalamy się kebabem z frytkami i colą, takich rarytasów dawno nie było. Nasze jedzenie to głównie makaron lub ryż i sosy ze słoika. Jutro ruszamy na właściwe camino! Od jutra zacznie się prawdziwe wyzwanie, mamy 15 dni i 850 km ze sporymi przewyższeniami do pokonania.
Rowerem przez Francję
Francja nigdy nie była dla mnie krajem który by mnie przyciągał. Mało tego była raczej krajem który w moim przekonaniu był synonimem nudy, turystycznej tandety i masówy. Ta podróż odczarowała mi ten kraj, podróżując po malutkich miasteczkach i bezdrożach mogłem napawać się tym krajem, z daleka od turystyki masowej. Podróżowanie przez Francję okazało się całkiem przyjemne i wbrew powszechnemu myśleniu niedrogie. Naszym głównym pożywieniem były przepyszne sery pleśniowe, dużo tańsze i smaczniejsze niż dostępne w Polsce. Wieczorami na campingu lub plaży odpoczywaliśmy jedząc chrupiącą bagietkę, ser i popijaliśmy francuskim winem, a to wszystko kosztowało nas grosze.
Niestety kultura rowerowa we Francji jest daleka od ideału, ścieżek rowerowych jest jak na lekarstwo, ale cieszy fakt że po za wielkimi aglomeracjami kierowcy traktują rowerzystów z dużym dystansem. Dopiero na południowym-zachodzie (okolice Bordeaux i dalej nad oceanem) kraju zaczęły się pojawiać ścieżki rowerowe i dłuższe rowerowe szlaki.
Linki do kolejnych postów z Camino Rowelove:
https://www.podrozepanaszpaka.pl/category/camino-rowelove
Porady z Camino del Norte Rowerem:
https://www.podrozepanaszpaka.pl/2018/10/camino-del-norte-rowerem.html
Podobał Ci się ten post? Zostaw po sobie komentarz, a jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga udostępnij go dalej.
Jestem pełna podziwu dla Was. Jednak co młodość to młodość (hihi, mówi Wam to kobieta 60+). Gratulacje.
dziękujemy, to była naprawdę fajna przygoda. 🙂
Żadne hihihi, tylko wsiadać na rower.
W 2016 w wieku 66lat przejechałem się rowerem z Opola do Santiago.
Chcieć znaczy móc! Podziwiam 😉
Panie Piotrze
Myślę, że jutro spotkamy się w Szarej Willi.
To ja, ta po 60. Nie przepadam za jazdą rowerem, ale uwielbiam piesze wędrówki. W wieku 61 lat przeszłam Główny Szlak Sudecki, 2 lata później Główny Szlak Beskidzki, dwa razy byłam na Camino, raz z Porto, raz Północne. Poza tym chodzę na różne wyprawy, jednodniowe, tygodniowe, 2-3 tygodniowe. Tak więc nie jestem „kanapowcem”, nigdy nie byłam, z małymi dziećmi przeszliśmy pieszo nasze wybrzeże od Świnoujścia do Helu. Ale to hi hi było na miejscu, bo w jednym ciągu kilku tysięcy km nie przeszłabym ani nie przejechała. Na to jednak trzeba być młodym,