F. – pies który jeździ koleją, bo to będzie jego historia opowiedziana przez ludzkiego towarzysza. F. to czteroletni kundel wzięty z Wrocławskiego schroniska, T. właściciel czworonoga i P. czyli ja towarzysz podróży. Razem w ciekawej podróży do dalekiej Rosji, w której przyszło nam podróżować kolejami różnych krajów, ale również autostopem, pieszo czy marszrutką.
Nasza podróż zaczęła się na Wrocławskim dworcu, skąd mieliśmy udać się pociągiem do Suwałk. Niestety pierwsze niedogodności spotkały nas z ramienia naszego rodzimego przewoźnika. Remont torowiska w Warszawie zmusił nas do kupna bardzo niewygodnych i drogich dla nas biletów, a wszelkiego rodzaju próby uzyskania informacji od IC nie przynosiły skutków, mimo różnych środków. Cóż było robić wizy w paszporcie są, wyjazd zaplanowany, więc pierwsze koty za płoty. Jedziemy.
|
W drodze do Suwałk, Polska zostaje w tyle. |
Polski pociąg jak wygląda każdy wie, gorzej z Litewskim bo tych to nawet sami Litwini nie widzieli. Nie ma ich tam za wiele, właściwie to jest jeden, z Wilna do Kowna, więc nie dla psa F. kolej Litewska. Dlatego od Suwałk do Rygi przyszło nam przemieszczać się autostopem. Nie było to łatwe, bo zabranie dwóch chłopów ze sporymi plecakami i psa wymaga dużych chęci ze strony kierowcy. Na szczęście nie ma rzeczy niemożliwych i tego samego dnia docieramy do Kowna. Tam spędzamy nocleg w namiocie, aby rano zameldować się na wylotówce z tabliczką „Ryga”. Drugi dzień jazdy na stopa przynosi nam spotkanie z Bidasem, którego pewnie szybko nie zapomnimy. Po krótkiej wspólnej jeździe zapytał czy któryś z nas ma prawo jazdy. Przytaknąłem. Na co padła propozycja czy moglibyśmy się zamienić bo Bidas jest zmęczony, właściwie to nie widziałem przeszkód. W trakcie przesiadki okazało się że nasz kierowca jest kompletnie pijany, teraz to już nie było wyjścia musiałem ja prowadzić. Na szczęście w mieście Poniewież, na Bidasa czekał zmiennik któremu można było oddać kierownicę. Szkoda że przez tą przygodę musieliśmy pieszo nadrobić z 15 km do trasy na Rygę. Po spacerze dość szybko złapaliśmy podwózkę pod stolicę Łotwy, a nasz kierowca postanowił nadłożyć drogi żeby nas odstawić do centrum miasta, karma jednak wraca. Pierwsze kroki skierowaliśmy na dworzec, gdzie dowiedzieliśmy się że pociąg do granicy Łotwy i Estonii rusza dopiero następnego dnia, czekał nas zatem nocleg w Rydze.
|
Widok z okna w psiolubnym hostelu, nie ma wątpliwości że jest to centrum Rygi. |
Znalezienie psiolubnego hostelu na szczęście nie było trudne, znaleźliśmy go na przeciwko dworca. Bilety kupiliśmy dzień wcześniej, więc rano przed wyjazdem jedynym obowiązkiem był spacer z toaletowy do pobliskiego parku. Pociąg Łotewski był dość stary, ale zadbany, a widok podróżnych z psem nie dziwił nikogo. Przejazd do Valgi trwał cztery godziny, w trakcie których cała nasza trójka smacznie drzemała. Na miejscu mieliśmy kilka godzin przerwy do kolejnego pociągu, które wykorzystaliśmy na spacer po mieście ku uciesze F.
Przesiadka z Łotwy na Estonię to nie tylko zmiana kraju, ale od razu widoczna zmiana standardu. Podstawiony pociąg do Tallina, którym nam przyszło jechać do Tapa wyglądał naprawdę zachęcająco, wi-fi działało sprawnie, obsługa była bardzo miła, a podróż z psem nie wymagała żadnej dopłaty. Tutaj podróż była naprawdę komfortowa. Po kilku godzinnej podróży dojechaliśmy do Tapa gdzie mieliśmy przesiąść się na pociąg do Narwi, czyli granicy Estonii z Rosją. Niestety ostatni pociąg tego dnia odjechał jakieś 20 minut przed naszym przyjazdem. Decyzja była jedna, nocleg w namiocie. Szybko znaleźliśmy miejsce na uboczu gdzie mogliśmy spędzić noc. Jednak słowo noc okazało się nadużyciem, bo będąc już na północy Europy trafiliśmy na białe noce, które miały nam się jeszcze dać we znaki.
|
Słońce zachodzi, ale to nie znaczy że noc przyjdzie. |
|
Białe noce dały nam się jeszcze we znaki. |
Kolejny dzień to kolejna podróż, a za tym idzie kolejny kraj. Równie komfortowym pociągiem dojechaliśmy do Narwi, gdzie czekał nas pierwszy poważny krok, czyli opuszczenie Unii Europejskiej. Nasze obawy w związku z przekraczaniem granicy okazały się całkowicie bezpodstawne, a paszport naszego pupila został bez przeglądania nam oddany.
|
Lokomotywa jeszcze w Tapa. |
Rosja, pierwszy cel został osiągnięty, teraz przyjdzie nam się mierzyć z prawdziwą, potężną koleją. РЖД (RŻD) – Rosyjska Żelazna Droga, przy niej cała Europa to mała bocznica kolejowa. Nasz cel to Bajkał czyli najgłębsze jezioro i największy zbiornik wody pitnej na świecie, od tego celu dzieli nas jeszcze kawał świata, w tym ponad połowa najdłuższej trasy kolejowej świata, czyli kolei Transyberyjskiej. W Rosji wszystko musi być największe, a jeśli nie największe to przynajmniej wielkie, balszojne jak mówią sami Rosjanie.
Iwangorod bo tak nazywa się miasto po drugiej stronie granicy, prócz olbrzymiej twierdzy na rzeką Narwią nie miał wiele do zaoferowania. Dworzec kolejowy znajdował się na obrzeżach miasta i był słabo skomunikowany z Petersburgiem do którego chcieliśmy się jeszcze tego dnia dostać, ale nie to okazało się naszym największym zmartwieniem. Polski narodowy przewoźnik kolejowy przy Rosyjskim to mały pikuś, pod względem zasięgu jak i kłopotów. Jako że Rosjanie mają wszystko największe to i my mieliśmy największe kłopoty właśnie tutaj. Okazało się że przejazd koleją z psem jest bardziej kłopotliwy niż nam się wydawało. Nasz plan przewidywał że szukając oszczędności ja będę jechał w klasie najniższej (plackart) a T. z F. będą jechać w klasie średniej (coupe). Przepisy mówią że zwierzęta mogą być przewożone albo w specjalnym transporterze, albo w klasie średniej. Przy drugim wariancie jednak jest warunek, właściciel musi cały przedział wykupić (4 bilety). Co było robić? Byliśmy w kropce. Pociąg miał odjechać dopiero wieczorem, więc mieliśmy sporo czasu żeby się namyślić co robić. Dojazd do Petersburga nawet wykupując cały przedział był do ogarnięcia, ale w perspektywie czasu mieliśmy jechać z Moskwy do Irkucka, a to już większe wyzwanie. Trzeba było to dokładnie przemyśleć, idealnym miejsce okazała się lokalna knajpa na bazarku, gdzie chłodne piwo pomagało się skupić. Pomysłów co z tym robić było kilka, przyznam że co jeden to bardziej szalony. Stanęło na tym że jedziemy dzisiaj marszrutką do Petersburga. Szczęście tym razem się do nas uśmiechnęło. Kiedy się zjawiliśmy na „dworcu” ostatnia tego dnia marszrutka była już prawie gotowa do odjazu, czekali na trójkę pasażerów która się nie zjawiała. Pani robiąca zapisy kiedy ją zapytała czy znajdzie się dla nas miejsce, pewnym ruchem ręki wykreśliła nazwiska nieobecnych po czym wpisała moje. To się nazywa mieć fart. Szybko się zapakowaliśmy i można było ruszać.
|
Po lewej Estonia, po prawej Rosja. |
|
Imponująca twierdza w Iwanogorodzie. |
|
Rzeka graniczna i most będący przejściem granicznym. |
To już koniec części pierwszej, jeśli jesteś ciekaw części drugiej zapraszam tutaj. Jeśli Ci się podobała zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Jeśli chcesz pomóc w rozwoju bloga udostępnij ten post, niech trafi do większego grona czytelników.
P.S. T. i F. nie są pokazani na żadnych zdjęciach, ponieważ nie wiem czy T. życzył by sobie żeby upubliczniać jego wizerunek. Cóż przez to post jest ciut uboższy niż mógłby być, ale przede wszystkim nie chciałbym nikogo urazić.
Podobało mi się więc zostawiam ślad i czekam na drugą część 🙂
Dziękuję ślicznie, a następna część za jakiś czas… jeszcze nie wiem kiedy 😉
Rownież czekam na dalszą część
Miło to słyszeć… już nie długo… 🙂
Będę zaglądać po następną część. Twierdza rzeczywiście wygląda imponująco 🙂
zapraszam, zapraszam. Szkoda że czas nas gonił i twierdzy nie udało się zwiedzić. 🙁
Pamiętam, że jak obserwowałam tę waszą wycieczkę na fejsie, to pamiętam tylko Petersburg. Więc w sumie jestem bardzo ciekawa czy pojechaliście dalej 😉
Wszystko okaże się w następnej części, a działo się sporo 🙂
Fajna taka podróż z psiakiem. Wiadomo, że czasem są problemy (pies nie może gdzieś wejść/spać/jechać) ale myślę, że często zwierzęta "otwierają" ludzkie serca 🙂
Jejku to się nazywa przygoda. My tez podróżujemy z czworonogiem wszędzie, ale tylko samochodem. Nie wiem, czy bym się odważyła wziąć go do pociągu. Zazdroszczę odwagi. Czekam niecierpliwie na drugą część przygód.
Lubię czytać te Twoje wschodnie podróże 🙂 Do tego bardzo ciekawa historia, dlatego z niecierpliwością czekam na dalszą część 🙂
Jak widać prawo jazdy może się przydać w różnych warunkach 😉
No muszę przyznać że fajna podróż. Ciekawa jestem jak wygląda psiak, można gdzieś go zobaczyć?
oj tak otwierają serca a na wschodzie już w ogóle, sporo pozytywnych przygód mieliśmy z tego tytułu… 🙂
dla mnie to było coś nowego, ale pozytywnego… bo jednak jak taki psiak przyłazi do łóżka, przytuli się itp to jest to przyjemne… 🙂
Dziękuję, nie długo pojawi się druga część tej podróży, a wschodnich Ci u mnie dostatek 😀
hahaha dokładnie, nigdy nie wiesz… 😀
https://www.facebook.com/Forest-pies-który-jeździ-koleją-1569581079999900 link do fp psiaka 🙂
Świetna relacja, czekam na więcej. Jesteście niezłe wariaty.
Dzięki, miło mi to słyszeć 🙂
Część druga pod tym linkiem 🙂
http://www.podrozepanaszpaka.pl/2016/09/pieskie-zycie-czyli-o-psie-ktory-jezdzi_26.html