„Rosja vs Stany” etap 5, czyli Pietropawłowsk, moderna Astana i w Kirgistana…

          Przejazd do Pietropawłowska i przekroczenie granicy odbyło się całkowicie bez jakichkolwiek przygód, ani spotkań. W związku z tym Pani w kasie postanowiła to zmienić i dać mi szanse do napisania czegoś na blogu, ale od początku, a historia zaczyna się jeszcze Omsku kiedy kupowałem bilet do Pietropawłowska chciałem kupić od razu do Astany, ale Pani powiedziała że może mi sprzedać tylko będzie bardzo drogi i lepiej żebym kupił na miejscu. No to ciesząc się z dobrej rady nie kupiłem owego biletu. Na miejscu, gdy przyjechałem pociąg do Astany stał już na torze, piękny, nowoczesny, takim jeszcze nie jechałem i miał ruszać za trochę ponad pół godziny, idealnie. Zbyt idealnie, bo Pani w kasie na akord nie pracuje i zajeżdżać się nie ma zamiaru. Przez opieszałość kasjerki kupno biletu trwało jakąś godzinę, a nowoczesny pociąg pojechał bez Szpaka na pokładzie. Cóż było robić, kupiłem na następny. Przecież to ważny węzeł, więc pewnie zaraz będzie pójdę na miasto na kawę i już. Kupiłem, 11h czekania, a kiedy wyszedłem przed dworzec okazało się że w tym mieście 11h to będzie dramat, do tego potem 12h w pociągu i w Astanie będę dopiero jutro ok. 14:00. Problem to tym większy że mam wizę tranzytową na 5 dni. No i kasa za nocleg przepadnie. Pomyślałem jeszcze że pozostała mi opcja marszutką. Marszutka startowała za godzinę i jechała 9h na miejscu był bym po 2:00 w nocy, a kosztowała dwa razy więcej niż pociąg na który już miałem bilet. Wybrałem chyba najlepszą opcję choć droższą. Na szczęście udało się oddać bilet na pociąg i odzyskać choć połowę kasy. Kierunek Astana, autobus trochę rozklekotany, silnik wyje, skrzynia zgrzyta, a szyby się trzęsą ale jedzie do celu, do stolicy.


          Do stolicy Kazachstanu dotarłem po 2 w nocy, skoczyłem tylko na dworzec kupić bilet do Otar, bo w międzyczasie podjąłem decyzję że muszę odpuścić drugą stolicę czyli Ałmaaty. Dzięki pomocy Dominika, w hostelu wiedzieli że będę późno, a raczej mieli wiedzieć, ale to że nie są zorganizowani to już nie moja broszka. Dworzec znajduje się daleko od centrum, jakieś 10km, a hostel miałem w samym centrum, można by powiedzieć że prezydent był moim sąsiadem. Nie próbowałem nawet się wygłupiać iść z buta czy kombinować z autobusem, a od razu poszedłem na taksówkę. Po krótkich targach, zbiłem cenę do połowy i stała się do przyjęcia (25zł) pojechali. Na miejscu jeszcze z godzinę szukałem swojego hostelu, z pomocą kolejnego taksówkarza udało się. Padnięty marzyłem tylko o łóżku, ale pamiętałem o budziku bo miałem tylko jeden dzień na Astanę, co się później okazało jeden dzień to idealne rozwiązanie.
          Wstałem rano, szybki prysznic i w miasto. Najpierw Pałac prezydencki po sąsiedzku, potem główny meczet, piramidę i wieżę widokową w której wypiłem kawę, aż do centrum handlowego w kształcie namiotu cyrkowego. Niesamowite w Astanie jest to że wszystkie ale to wszystkie atrakcje turystyczne są w jednej linii, a całe miasto jest prawie symetryczne do tej właśnie lini. Swoją drogą muszę sprawdzić czy to jest dokładnie północ-południe czy nie. W każdym razie Astanę spokojnie można obejść za jeden dzień I nic się nie pominie. Samo miasto budzi u mnie mieszane uczucia z jednej strony ciekawe i nowoczesne, a z drugiej brak mu duszy, przez co szybko się nudzi. Cóż mogę powiedzieć, mnie nie urzekło. Tak szwędając się po mieście zleciał mi cały dzień, na wieczór zaplanowałam jeszcze spacer z aparatem po nocnej Astanie, niestety nie zmienił on mojego zdania, mimo że wszystko było pięknie oświetlone. W zasadzie miłym akcentem było spotkanie i delikatne dziabnięcie Kazachskiej wódeczki że współlokatorem, który pracował w ministerstwie ropy i gazownictwa.
          Następnego dnia nie próbowałem wstawać rano, bo nie było sensu się spieszyć, pociąg miałem dopiero o 13 czasu lokalnego. Wykąpałem się, zjadłem śniadanie i długo się ociagając opuściłem hostel, marszutkę miałem praktycznie spod samego hostelu na dworzec. Byłem sporo przed czasem, więc kręciłem się trochę po okolicy. Czekała mnie około 20 godzinna jazda do Otar, miasta bliżej nie znanego internetom.
          W pociągu miałem okazję rozmawiać z dwoma braćmi, jeden najwyraźniej młodszy bym bardzo miły i ciekawy mojej osoby, starszy za to pierwsze pytanie jakie zadał to czy oglądałem Borata, kiedy powiedziałem że tak, stwierdził że to nie prawda, o czym oczywiście wiedziałem i przytaknąłem. Najwyraźniej wziął sobie za punkt honoru żeby mnie uświadomić o wielkości narodu Kazachskiego, bo rozpoczął długi wywód o zdobyczach i osiągnięciach. Fakt że bardzo wielu rzeczy nie wiedzialem i była to pouczająca lekcja, ale trochę też nie przyjemna bo wiało nacjonalizmem, a na koniec usłyszałem żebym zamiast oglądać głupoty coś poczytał co było dość nieprzyjemne, a słaba znajomość języka stawiała mnie od razu na przegranej pozycji, więc tylko słuchałem. Reszta drogi przebiegła całkowicie zwyczajnie.
          O 6 rano dotarłem do Otar i znowu Kazachska kolej, a raczej jej obsługa pokazała mi że do Rosyjskich standardów znanych mi z transsybira im sporo brakuje, bo prowadnik który miał mnie wypuścić najzwyczajniej zaspał. Gdy wysiadłem z pociągu od razu dowiedziałem się czemu Otar jest miastem nieznanym w internetach, po pierwsze jest miastem wojskowym, a po drugie bardziej dla tego faktu istotne jest że to zwykłe zadupie. Na szczęście do granicy było bardzo blisko, a do samego Biszkeku jakieś 70km. Tym razem szczęście mi dopisało, bo spotkałem małżeństwo które również jechało w tym kierunku, więc mogliśmy razem wziąć taksówkę za która oni zapłacili 3000 Tienge, a ja musiałem dołożyć tylko 1000, a ta zawiozła nas do granicy. W czasie tej drogi okazało się że świat jest mały, małżeństwo z którym jechałem ma przyjaciół w Warszawie, a kierowca taksówki służył w armii czerwonej we Lwowie i też w Polsce był. Ot i globalna wieś i każdy każdego zna.
          Na granicy obeszło się bez żadnych przygód, a po raz kolejny muszę stwierdzić że Kazachscy celnicy należą do najmilszych z jakimi zdarzało mi się mieć do czynienia. Wreszcie byłem w Kirgistanie, kolejny etap czas zacząć…

Zachód słońca nad stepem…

Budynek ministerstwa do spraw górnictwa i gazownictwa…

Pałac Prezydencki, po sąsiedzku…

Kazachska Filharmonia Narodowa

Główny Meczet w Astanie

Widok z wieży widokowej, a poniżej widok w drugą stronę… tak jak mówiłem wszystko w jednej linii…

Comments

  1. Co za miasto!
    Prześcignęli w megalomanii Rosjan, Białorusinów i Ukraińców na pewno!

  2. Razem wziętych…. ale Turkmeni i ich Aszchabad wydają mi się jeszcze bardziej popisowi….

  3. Kazachstan jest dokładnie jak sobie wyobrażałam. Symetryczny, piękny i czysty. Wspaniale.

  4. Tu Bywalcy says:

    O w mordę! To jest Kazachstan? Pięknie!

  5. Może i pięknie, ale straszne puchy. Straszna megalomania i w ogóle większość, to chyba na pokaz, a przynajmniej na zaspokojenie swojego ego. Co nie zmienia faktu, że oczywiście warto zobaczyć te miejsce.

  6. Absolutnie ja sobie takiego Kazachstanu nie wyobrażałam. Dla mnie nadal wygląda jak opowieść mojej eksteściowej Sybiraczki (tych zesłanych do Kazachstanu też nazywa się Sybirakami). Jestem pod ogromnym wrażeniem tej pięknej magicznej geometrii (ok, mam też matematyczne zboczenie zawodowe) 😛

  7. Dokładnie to jest ten cały biedny Kazachstan :p

  8. Prawda jest taka że stolica jest odwalona jak na zdjęciach, a reszta już nie bardzo…

  9. Stolica, bo reszta to głównie step… 🙂

  10. Tatiana says:

    Następnym razem proponuję skorzystać z http://poezd.ru, można spokojnie kupić bilety zawczasu, wybrać miejsce, wagon oraz zapłacić kartą i wydrukować sobie bilet o nic się nie martwiąc. A Kazachstan – gdybym miała się zachwycać, to bardziej przyrodą (górami) oraz jedzeniem:) znam ludzi, którzy wolą Kazachstan od Polski i spędzają tam po 9 miesięcy.

  11. Jak się ma plan i działa według niego to oczywiście masz rację… gorzej jak się podróżuje jako wolny elektron a plan jest raczej luźny i zmienny… w Rosji miałem bilety wcześniej kupione, w Kazachstanie i dalej miałem już sporo miejsca na improwizację oraz spontaniczność no bardzo cenię w podróży…

  12. Co to za piramida i święty graal, lub kula tańca z gwiazdami jak wolisz?
    Podoba mi się budynek górnictwa/gazownictwa 🙂 Lubię takie monumentalne geometryczne budowle.

  13. Jak to opuścić drugą stolicę? To Kazachstan ma dwie stolice pełniące różne funkcje? Wiem, że są państwa, które mają nawet 3, ale nie miałam pojęcia, że Kazachstan do nich należy.

  14. jedzok says:

    Duszy tam pewnie nie ma, ale fascynuje mnie to budownictwo – megalomańskie, rozbuchane projekty w środku niczego…

  15. Aż sprawdziłem Aszchabad. Byłem w szoku! Jakąś postradziecką megalomanię mają tamte narody. 🙂
    Mińsk przy nich to mała mieścina, choć na pewno ładniejsza, a nie takie wielkie budowle na środku pustyni 😉

  16. Mińsk należy do tych miast z duszą i klimatem… mi się bardzo podobał…

  17. Oficjalna stolica to właśnie Astana, a wcześniejsza to Ałmaaty, które mimo że straciło status stolicy to nadal jest największym miastem, centrum kulturalnym, oświatowym, mieści część budynków rządowych i placówek dyplomatycznych (w tym Polski)

  18. Piramida to Kazachski Teatr Operowy, a święty gral to wieża widokowa z kawiarnią na szczycie, kawę mają całkiem dobrą… 🙂

  19. Piękne fotki 😉 zarówno Astana, jak i Otar są na liście do odwiedzenia 🙂

  20. Anonimowy says:

    Skończy się gaz , skończy się budowanie…..

  21. Jotgie says:

    Szkaradek…

  22. Anonimowy says:

    Mała poprawka, budynek górnictwa/gazownictwa to ten z łącznikiem między budynkami. W jednej części jest ministerstwo a w drugiej narodowy koncern naftowy. Ten niepoprawnie opisany to ministerstwo gospodarki. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *