Tak jak zapowiadałem, mam zamiar wprowadzić cykl wpisów gościnnych. Dzisiaj wam zaprezentuję fragment alfabetu podróży według Piotra, którego miałem okazję poznać w Erywaniu, a potem odwiedziliśmy wspólnie Białoruś. Piotrek ma nie małe doświadczenie w podróżowaniu, więc jest dla mnie zaszczytem że zgodził się napisać coś na mojego bloga. Zapraszam do lektury.
1 maja 2014 roku. Armenia. Erywań. Godzina 22.00.
Siedzimy w czworo przyglądając się pokazowi światło-dźwięk-woda na Placu Republiki. Kolorowe fontanny „skaczą” do motywu muzycznego z filmu „Mission Impossible”, następnie grają Czajkowskiego. Spektakl odbywa się codziennie. Podoba nam się. Wszyscy jesteśmy oczarowani Armenią i klimatem jej stolicy. Poznaliśmy się godzinę wcześniej w hostelu „Grammy”. Następnego dnia wracam z Ewą nocnym pociągiem do Tbilisi, a chłopaki jadą do Górskiego Karabachu. Wspólnie oglądamy ich zdjęcia z Turkmenistanu i Aszchabadu. Rozmawiamy o podróżach – o Bliskim Wschodzie, Azji Środkowej i Kaukazie. W takich okolicznościach poznałem Szpakowskiego Podróżnika oraz Dominika, którzy właśnie kończyli swoją miesięczną wyprawę wokół Morza Kaspijskiego. Znajomość zaowocowała wspólnym wyjazdem na hokejowe mistrzostwa świata do Mińska oraz… zaszczytem gościnnego wpisu na niniejszym blogu
Armenia to jeden z najpiękniejszych krajów, jakie w życiu odwiedziłem.
33,62 lari, niespełna 60złotych. Tyle kosztował bilet na nocny pociąg Tbilisi-Erywań. Z Gruzji odjeżdża w dni nieparzyste, z Armenii w parzyste. W wagonie „plackarty” spotkaliśmy kilku rodaków oraz… Ormiankę przerzucającą przez granicę kilkadziesiąt kartonów wypełnionych pampersami oraz cytrusami. Podróż rozpoczęła się od wyrzucenia z naszych łóżek pudeł pełnych pieluch. Armenia jest skonfliktowana z Azerbejdżanem (problem Karabachu) i Turcją (problem ludobójstwa), co może wyjaśniać sprawę braku niektórych owoców o tej porze roku. Kwestia pampersów do tej pory pozostaje dla mnie tajemnicą. O 6 rano konduktor budzi pasażerów, dojeżdżamy do Erywania. Za oknem ukazuje się niesamowity widok. Wschód słońca z widokiem na Ararat (5137 m n.p.m.). Mimo że ośnieżone wierzchołki znajdują się na terytorium Turcji, powszechnie uznawane są za symbol Armenii (nazwę „Ararat” przyjęły w tym kraju gazety, alkohole, restauracje, papierosy, soki i wiele innych rzeczy). Świętą górę Ormian można obserwować w stolicy spod pomnika Matki Armenki lub z niedokończonych schodów widokowych, tzw. Kaskad. Warto wstać rano, nam chmury dwukrotnie zasłoniły ten imponujący widok w godzinach popołudniowych. Najlepszy „obraz” Araratu zapamiętałem jednak z drogi wiodącej na południe kraju. Przez wiele kilometrów pędzącym samochodom towarzyszą dwa majestatyczne szczyty, na zboczach których – zgodnie z zapisami biblijnej Księgi Rodzaju – miała osiąść Arka Noego…
Pomysł spędzenia kilku dni w Armenii był świetną decyzją podczas planowania majówki na Kaukazie. Przekonanie Ewy do „wyrwania” się na kilka dni z wymarzonej Gruzji było moim wielkim sukcesem. Co zapamiętamy z tego krótkiego wypadu? Przyjaznych ludzi, zadbaną i klimatyczną stolicę, kapitalne widoki na „świętą górę” oraz szczyty Wyżyny Armeńskiej, średniowieczne klasztory i chaczkary, a także ośmiogodzinny autostop rozpadającym się autobusem w towarzystwie wesołej trupy muzycznej oraz świetny trekking na południu kraju. Na zakończenie części armeńskiej kilka zdań na temat efektów polskiej pomocy rozwojowej dla najstarszego chrześcijańskiego państwa na świecie. Jeden z przyznanych grantów dotyczył oznakowania szlaku turystycznego Tatew-Harżis, który rozpoczyna się przy punkcie informacji turystycznej za słynnym klasztorem. Podczas sześciogodzinnego przejścia spotkaliśmy zaledwie pięciu piechurów oraz kilku ormiańskich górali przy pracy. Serdecznie polecam wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom bloga jak najszybszą wizytę w Armenii i trekking nad kanionem rzeki Worotan. Śpieszmy się jechać do tego kraju, wciąż nieturystycznego i autentycznego. Nie będziecie żałowali. Gruzja może niektórych momentami rozczarować (przykład Ewy i mój), Armenia raczej nie powinna.
Astana – miasto przyszłości na tapecie „smartfona”.
Piotr i Dominik byli zachwyceni Aszchabadem, stolicą Turkmenistanu. Wspólnie oglądaliśmy zdjęcia. Bogate miasto wyłożone marmurem, monumentalna nowoczesna architektura. Z drugiej strony: puste ulice, niedostępność i zamkniętość kraju. Opowieści chłopaków wskazują ponadto na dużą nieufność ludzi i wszechobecność służb zabraniających fotografowanie budynków. Wszystkie te czynniki (wraz ze sporymi trudnościami wizowymi) sprawiają, że ciężko rekomendować Aszchabad do podróżniczej kategorii „must see”. Najbardziej imponującym i zdecydowanie wartym polecenia miastem Azji Środkowej jest natomiast Astana, która robi tak duże wrażenie, że Ewa do dzisiaj ma na tapecie swojego „smartfona” zdjęcie wykonane w stolicy Kazachstanu we wrześniu ubiegłego roku. Spędziliśmy tam kilka godzin, spacerując między największą jurtą na świecie a pałacem prezydenckim. Największą atrakcją tej reprezentacyjnej osi jest Bajterek, wieża widokowa zaprojektowana przez słynnego architekta Normana Fostera z okazji przeniesienia stolicy z Ałmaty w 1997 roku. Zresztą, co ja się będę w tym miejscu rozpisywał, zerknijcie proszę na zdjęcia
Z Astaną jest jeden podstawowy problem. Niezwykle trudno tam trafić, miasto rzadko jest komuś „po drodze”. Nie wyobrażam sobie sytuacji zakupu promocyjnego biletu lotniczego i transportu – w jedną lub dwie strony – na górskie wyprawy do odległego o 1500 kilometrów Kirgistanu. My dojechaliśmy do Astany samochodem, zaplanowaliśmy powrót z Uzbekistanu przez dwie kazachskie stolice. Warto jednak wiedzieć, że między Rosją a Chinami znajduje się imponujące miasto, dużo bardziej nowoczesne niż Moskwa i Pekin. Kazachstan jest najbogatszym państwem regionu. Wszechobecne plakaty propagandowe informują, że kraj szybko zmierza do światowej czołówki. Ekonomiczna potęga zostanie zaprezentowana światu podczas organizacji w stolicy wystawy EXPO 2017. Czy to jeszcze dwudziesty pierwszy wiek? Astana to miasto przyszłości. Zobaczcie sami: https://www.youtube.com/watch?v=TONy00_aJUA.
Śladami historii…
Nie byłbym sobą, gdybym do wpisu nie wprowadził „wątku historycznego”. Kilka dni temu trafiłem w bibliotece na książkę „Kazachstan – wspólny dom wielu narodów”. Autorem tej propagandowej pozycji jest sam prezydent Nursułtan Nazarbajew. Rządzone przez niego państwo zamieszkiwane jest przez ponad 130 narodów i grup etnicznych. Narodowy tygiel kształtował się przez lata na skutek migracji ludności oraz stalinowskiej polityki przymusowych przesiedleń. Największe państwo Azji Środkowej było bardzo ważnym elementem sowieckiego systemu GUŁAG. Zsyłano tu tysiące ludzi wielu narodowości, bo było daleko od Moskwy i linii frontu, a także panowały bardzo ciężkie warunki pogodowe (upalne lato i mroźna zima). W latach 30. i 40. ubiegłego wieku do Kazachstanu deportowano ok. 75 tysięcy Polaków. Podczas naszej zeszłorocznej podróży śladami pomorskich zesłańców odwiedziliśmy m.in. muzeum Karagandyjskiego Łagru oraz miejsce pamięci Akmolińskiego Obozu Żon Zdrajców Ojczyzny (ALŻIR) w Malinówce pod Astaną. Symboliczne znicze zapaliliśmy na obozowym cmentarzu w Dolince pod Karagandą oraz pod ustawioną przez polską ambasadę tablicą: „Pamięci Polek– ofiar represji politycznych w ZSRR więzionych w obozie pracy ALŻIR w latach 1937-1953”.
***
W tym gościnnym wpisie chciałem pokazać Wam wycinek mojego „podróżniczego alfabetu”. Wybierając cele swoich wyjazdów zawsze staram się pogłębić kontekst historyczny. Dzięki temu łatwiej mi poznać i zrozumieć charakter odwiedzanych miejsc. Czytelniczki i Czytelników Szpakowskiego Bloga zachęcam do układania i rozszerzania swojego własnego alfabetu. Pamiętajcie, że podróże są jedyną rzeczą, za którą zapłacicie i jednocześnie staniecie się bogatsi: w wiedzę, doświadczenia, pozytywne emocje i energię, a także o wielu poznanych ludzi i tysiące zdjęć…
Z podróżniczym pozdrowieniem, powodzenia w odkrywaniu świata !!!
Piotr Bejrowski
Pokaz fontann na Placu Republiki w Erywaniu. |
Udało się. Godzina 8.30. Wierzchołki Araratu widoczne ponad ormiańską stolicą. |
W późniejszych godzinach chmury przysłaniają „świątą górę”. |
Złapany na stopa „muzyczny autobus” wjeżdża do prowincji Ararat. |
Kanion rzeki Azat w Garni pod Erywaniem. |
Chczkary, ormiańskie kamienne krzyże upamiętniające szczególne wydarzenia, w klasztorze Gerhard pod Erywaniem. |
Klasztor Tatew z IX wieku.Można tu dojechać najdłuższą na świecie (5,7 km), nowoczesną kolejką linową. |
Wśród atrakcji szlaku turystycznego Tatew-Harżis są m.in. kamienny most z XIII wieku, ruiny opuszczonej kurdyjskiej wsi oraz możliwość obserwowania codziennej pracy ormiańskich górali. |
Widok z Harżis na kanion rzeki Worotan. |
Astana to miasto partnerskie Gdańska. |
Bajterek (wjazd na punkt widokowy to koszt ok. 10 złotych) i reprezentacyjna promenada robią duże wrażenie. |
Astańskie stylizacje – nowoczesna „grecka opera” i „pałac kultury”. |
Gmach ministerstwa ropy i gazu na tle największego centrum handlowego w Azji Środkowej (budynek w kształcie jurty). |
Dynamicznie rozwijający się Kazachstan to nadal państwo dużych dysproporcji między miastami a obszarami wiejskimi. Na zdjęciu ubogie domostwa nad Morzem Kaspijskim pod Atyrau. |
Muzeum Karagandyjskiego Łagru (KarŁagu) w Dolince pod Karagandą. Bardzo ciekawa ekspozycja na trzech poziomach. Dla porównania: Muzeum Gułagu w Moskwie to jedna sala. |
Zaniedbany obozowy cmentarz w Dolince. W 1950 roku w Karłagu więziono blisko 66 tys. osób. |
Miejsce pamięci obozu ALŻIR pod Astaną. KarŁag należał do największych łagrów w systemie GUŁAG. Karaganda położona jest ok. 200 km na południe od kazachskiej stolicy. |
P.S. Mam nadzieję że wam się spodobał tekst, za jakiś czas może uda mi się namówić Piotrka żeby jeszcze coś napisał.
P.S.2 Do autora: dzięki Piotrek i do szybkiego zobaczenia :)))