Gdy przeszedł do paszportów, zapytał o wizę do Azerbejdżanu, pokazaliśmy mu wizę elektroniczną (którą oczywiście mieliśmy wydrukowaną, bo tylko takie wizy wydają) na co on stwierdził że taki papier to on sobie sam może wydrukować i bez wizy w paszporcie nie mamy czego u niego szukać, dyskusja go nie przekonała. Zrezygnowani wróciliśmy do kraju. W Polsce żadne biuro pośrednictwa nie było w stanie nam pomóc. W jednym Warszawskim dostaliśmy wręcz zjebę za sam pomysł tranzytu przez Turkmenistan. Padł kolejny pomysł, „Jak będziemy w Baku to będziemy mieli już Azerskie wizy w paszportach, więc będą musieli nas wysłuchać.” Pojechaliśmy więc do Baku, tam okazało się że konsulat jest czynny dwa dni w tygodniu w poniedziałki i piątki, jako że przylecieliśmy we wtorek musieliśmy prawie tydzień czekać. Kiedy dostaliśmy się wreszcie do konsula ten nas po prostu wyśmiał w twarz, śmiejąc się wniebogłosy powiedział że z Azerbejdżanu do Iranu można jechać bezpośrednio i wizy nam nie wyda. Gdybyśmy jechali do Uzbekistanu lub Afganistanu to co innego. Dyskusja nie przyniosła żadnego efektu. Na szczęście w Baku spotkaliśmy Sławka który zatrzymał się w tym samym hotelu co my, dużo by można o nim opowiedzieć, ale dla sprawy ważne jest że podsunął nam pomysł o możliwości przelotu z Kazachstanu do np. Armenii. Wertując internet znaleźliśmy lot z Kazachskiego Aktau do Erywania w bardzo dobrym terminie. Cóż było robić, spakowaliśmy manatki i pojechaliśmy do Iranu, do Teheranu gdzie w dwa dni wyrobiliśmy wizę do Kazachstanu. Obraliśmy marszut Iran, Turkmenistan, Kazachstan, Armenia. W Teheranie od razu złożyliśmy dokumenty o wizy do Turkmenistanu, spełniliśmy szereg wymogów, choć by zrobienie kolorowej kopii paszportu (jeśli ktoś myśli że wykonanie kolorowej kopii w Teheranie jest proste to się grubo myli). Ustaliliśmy z konsulem że wizy odbierzemy tydzień później w konsulacie w Mashadzie. Po tygodniu zjawiliśmy się w umówionym konsulacie, niestety naszych wiz jeszcze nie było, a konsul twierdził że aplikacje utknęły gdzieś w Aschbadzie i trzeba poczekać jeszcze jeden dzień. Następnego dnia już przed otwarciem konsulatu, my staliśmy z gotowymi formularzami, zdjęciami, paszportami i ich kolorowymi kopiami. Niestety wizy nadal nie były gotowe, a czas nas gonił nieubłaganie. Zostawcie dokumenty oraz pieniądze i przyjdźcie o 15:00, powiedział konsul. Przyszliśmy oczywiście przed czasem, więc musieliśmy czekać, ale opłaciło się dostaliśmy wizy na 4 dni (włączając w to dzień w którym dostaliśmy). Była godzina 15:00 do granicy ponad 200 km, a przejście otwarte miało być do 17:00 jak nam powiedział konsul, więc my niczym francuscy żołnierze jadący na front, wskoczyliśmy do taksówki i rozpoczęliśmy wyścig z czasem. Aż prosi się o skojarzenie z powieścią „W 80 dni dokoła świata”. Niestety tego dnia szczęście nas opuściło, a na granicę dotarliśmy ze 45 minutowym opóźnieniem. Przez co straciliśmy pierwszy dzień wizy, następnego dnia od rana Turkmenistan stał dla nas otworem….
Wszystkie wizy i stemple z tej wyprawy… |
Bo stracili bat w ręce dobrego i dbałego pana (Kremla), więc w głowach im się posrało.